poniedziałek, 30 listopada 2020

bajki w ciekawych miejscach województwa śląskiego

zrealizowano w ramach stypendium Marszałka Województwa Śląskiego
w dziedzinie kultury

30.11.2020
A Park Kościuszki słynie z takiej cechy
(to są Katowic sekrety niektóre),
że w nim najlepiej smakują orzechy
i to wie każda z tutejszych wiewiórek.
Czy coś takiego może się wydarzyć?
- pytanie wraca jak zacięta płyta.
Pyta smakoszy, pyta ktoś kucharzy,
tylko wiewiórek nikt o nic nie pyta.
Każdy powtarza (te orzechy jedząc),
że nie maskują im w domu i w sklepie.
Wiewiórki tylko to naprawdę wiedzą,
dlaczego w parku smakują najlepiej
Spróbować sztuczki teraz każdy może
i sam zobaczy, co się w parku stanie.
Jest sobie orzech. Najzwyklejszy orzech.
W Parku Kościuszki zamienia się w danie.
Orzech normalny. Z drzewa kiedyś upadł.
Nie od magika lub wiedźmy na miotle.
A tu jednemu smakuje jak zupa,
a znów drugiemu - to trochę jak kotlet.
A wyjaśnienie nie będzie zawiłe,
sprawdzi to przecież łatwo, kto nie wierzy.
Orzech - a w parku to cały posiłek.
Trzeba mieć orzech w parku. I talerzyk.
Za stół posłuży ławka lub pagórek, coś do łupania, gdy się nie ma siły -
to z orzechami to sprawka wiewiórek.
One historię całą wymyśliły.
Puenta przekona wszystkich do uśmiechu:
dziadków, rodziców, synów oraz córki.
W tym parku trzeba mnóstwo mieć orzechów.
Gdy się nie lubi... lubią je wiewiórki!

29.11.2020
W rezerwacie Segiet są przepiękne buki.
Są tak piękne buki - że aż dzieła sztuki.
I o to poza rezerwatem czasami
toczą się bitwy kruków z żukami.

Najpierw żuki mówią, że to one są strzeliste
i czasem nawet noszą jakiś listek.
A z bukami mają wspólnego sporo,
bo śpią pod korą.

Kruki z kolei wołają, że nie,
że żuki może znają korzenie,
ale to kruki siedzą w koronach drzew
i słychać ich piękny - ekhem - śpiew.

Z tym śpiewem to oczywiście trochę przesada,
ale kruki tak twierdzą nadal
i w książkach oraz w prasie
to zaznazyć da się.

Żuki zaczęły wnet
zamieniać b w bukach na żet
i według tej całej szopki
wiadomo, z czego robiły kropki.
Kruki miały trudniej, bo dopisywały KR niektóre,
a pisały przy tym jak kura pazurem.

I żadnej z tych grup humor nie opuszcza,
i każda twierdzi, że z niej słynie puszcza.
I wychodzi na to z tej nauki,
że są kruki,
żuki
i buki.

I kiedy tam idę na spacer,
to mnóstwo czasu tracę,
bo muszę podziwiać, według zasad sztuki,
kruki, żuki i buki.

Czasami dzięcioł stuka stuk puk,
albo żuk.
Jak będziecie w tym rezerwacie,
to sami wszystko poznacie.

28.11.2020
Biegnie żółw po murckowskich lasach,
biegnie żółw i krzyczy: - Hopsasa!
Biegnie żółw, wiatr mu plącze się w grzywie,
biegnie żółw - ja się dziwię.

Ale za żółwiem nie gonię,
bo może chce biec w maratonie,
bo może trenuje przed zawodami,
bo żółwie tak robią czasami.
Żółw znów po lasach śmiga,
jakby startował w wyścigach.
Bije rekordy swoje.
A ja sobie stoję.

Od patrzenia bolą mnie pięty,
a żółw mija mnie po raz enty,
chociaż biega bez kolegów,
to się świetnie czuje w biegu.
W żółwiu kipi teraz krew,
kiedy biega tak wśród drzew.
Zamiast wdychać woń igliwia,
zamiast liście popodziwiać,
zamiast słuchać ptasich treli,
gna żółw - wszyscy by tak chcieli.
A że to w Murckowskich Lasach
biegnie cała żółwia trasa,
kto w pobliżu, ten już wie, że
tu po ścieżkach biega zwierzę.
Wiatr mu dmucha pod skorupę,
żółw już wie, że bieg jest super.
Gdy przystanie ze dwa razy,
popodziwia krajobrazy.
Bo to nie zwyczajny las,
co wie każdy, kto tu wlazł.

27.11.2020
Wiatr czupryny w krąg rozwichrza,
a tu kroczy wieprz do spichrza.
Spichrz ten stoi w Przyszowicach,
wieprz z radości prawie kica
i się cieszy, że mimo braków w ortografii
znaleźć spichrz potrafi.
Wiedzą też ci, którzy znają się na wieprzowych rozumkach,
że wieprz "spichrz" nie wypowie, ani nie wychrumka,
więc się nie zapyta o drogę,
chociaż ja mu ją wskazać mogę.
Wieprz w spichrzu to jest problem zwłaszcza wtedy,
kiedy nie ma w pobliżu logopedy,
który by sprawdził, czy każdy dźwięk pasuje do obrazu
i by poprawiał od razu.
Wieprz uznał, że trafi do spichrza swoimi trasami,
a jeśli będzie chciał je zmienić czasami,
to zamiast łamać język na dziwnym wyrazie,
zobaczy, co jest na drogowskazie
i pójdzie tam, gdzie wskaże mu strzałka,
a jeśli znajdzie po drodze takiego śmiałka,
który wymówi "spichrz" bez zająknięcia,
to... nie, nie ma takiego zwierzęcia.
Co robi wieprz w spichrzu, kiedy już tam trafi?
Uczy się geografii albo fotografii?
Nie, raczej myślę, że
coś je.

26.11.2020
Chodziły sobie jelenie
po Skansenie.
To była dla nich jedna z dłuższych tras,
więc część narzekała na ból nóg.
Uznały, że przejdą tę trasę raz,
chociaż jeden jeleń dwa razy mógł.

Gdy się rozpoczęło zwiedzanie,
od razu po zjedzeniu śniadania
jelenie - zachwycone jak łanie –
zaczęły oglądać zabudowania.

Każdy jeleń się za przewodnika uważał
i jeśli tylko jakąś zagrodę znalazł,
to mówił drugiemu, że tu był domek piekarza,
a tu domek kowala.

Jeden jeleń po godzinie
ustawił łanię w młynie
(po co? Nie mam pojęcia,
chyba do zdjęcia).

Oglądały wiatrak, stanęły na scenie,
skubnęły coś ze spichlerza
(dobrze, że to były jelenie
i że trawa pod spichlerzem była świeża).

Jeden jeleń się zgubił i chodził po rondzie,
raz się wlókł, a raz zrywał do biegu,
aż uznał, że najlepiej usiądzie
i poczeka na kolegów.

Jelenie dostały szansę,
żeby zwiedzić cały chorzowski Skansen,
aż jakiś przechodzień
chciał je zamknąć w zagrodzie.

I wtedy jelenie
oraz łani parę
powiedziały z oburzeniem:
- Nie jesteśmy aż tak stare.

25.11.2020
Czy zabytkowa stacja wodociągowa Zawada
na schronienie dla nosorożca się nada?
Bo jeden nosorożec powiedział, że choć to zabytek,
będzie dla niego ze stacji pożytek.
Zrobi tam sobie łazienkę z prysznicem i wanną,
bo ma na kąpiele chęć nieustanną.
Hipopotam na stację wodociągów zerka:
już nie będzie sobie wody przynosić w wiaderkach,
już nie będzie budować gdzieś systemu rur,
już nie siądzie w kałuży, gdy wyschnie na wiór,
już nie będzie podglądać, gdzie jest kaczek grupka,
już nie będzie codziennie wody nosić w kubkach.
Nosorożec w marzeniach właśnie się przeciąga,
liczy na to, że mieszkać będzie w wodociągach,
liczy na to, że zamiast tkwić pod wodospadem
będzie co dzień odwiedzać tę stację (Zawadę).

I tak swoją radością ze światem się dzieli,
i już sobie przynosi płyny do kąpieli,
i już marzy, ocean w marzeniach przepłynął.
Wtem ktoś woła "nie jesteś ty wodną zwierzyną!".
Nosorożec, co dbał, by wszędzie było czyściej
przystanął, myśli chwilę. Mruknął: - Rzeczywiście.
Do myślenia nad faktem miał ważne powody,
więc szybko zmarszczył czoło, wyszedł wreszcie z wody
i poszedł gdzieś przed siebie, rozstrzygnąć dylemat.
I nie wiem, co z nim dalej, bo go odtąd nie ma.

24.11.2020
W Kamieńcu obok Mysiej Wieży
zirytowany tygrys leży.
Nie może wejść na wieżę,
bo to nie takie zwierzę.

Ludzie są strasznie nieuważni.
Niektórych stworzeń się nie drażni,
zwłaszcza - tu daję dobrą radę -
przed obiadem.

I tygrys tak pod wieżą leży,
wokół tygrysa stos talerzy,
każdy, choć wieści to niemiłe -
na posiłek.

Tygrys pod wieżą głośno dyszy.
Czy w Mysiej Wieży siedzą myszy?
Nie wiem, bo tygrys spod tej wieży
sprawia, że tak mi nie zależy...

Powinny siedzieć moim zdaniem,
lecz nie chcę skończyć jako danie,
a tak by było pewnie już,
gdyby mnie dopadł tygrys-stróż.

Wyjaśnić wreszcie tu należy,
że wszystkie myszy z Mysiej Wieży
raz zapłaciły po pięć groszy,
by tygrys zwiedzających płoszył.

I przez to teraz każdy wierzy,
że siedzą myszy w Mysiej Wieży,
a po kilku kaprysach
wierzy się też w tygrysa.

23.11.2020
A do kopalni Ignacy
łasice przychodzą po pracy.
i Wśród pisków (czy świstu)
przebierają się za turystów.
Na szyjach mają aparaty,
w łapkach bilety, a poza tym
przy absolutnie wszystkim
wydają zachwycone piski.
Przyczyn czasami brak,
a wygląda to tak:
- O, popatrzcie, jakie fajne drzwi!
(pisk zachwytu: piiii)
I tak przez kilka dni.
Że wieża, że budynek, że kawałek źdźbła,
wszystko, co się opiszczeć da.
Łasica przecież nie grymasi.
Powstały nawet przewodniki dla łasic,
bo im się przecież przyda wiedza,
co zwiedzać.
Chodzą po kopalni łasice razem, jak zszyte,
patrzą przed siebie, na boki, a tu wszędzie zabytek.
Zabytek na zabytku, same zabytki normalnie:
z chęcią zatem łasice oglądają kopalnię.
Żeby nie zwiedzić przy tym jeszcze połowy Rybnika
dużo łasice czytają, zwłaszcza w tych przewodnikach.
Zresztą to wyjaśnienie, skąd mądre łasice się biorą:
bo codziennie czytają i to naprawdę sporo.

A jednak po całym zwiedzaniu miny mają nietęgie.
I łasica łasicę pyta "a co to jest węgiel?"

22.11.2020
Do Kolejkowa w Gliwicach
przybiegła gąsienica.
Spędziła tu chwil parę,
uznała: tu wszystko na miarę.
Tu różne rzeczy się dzieją,
można pojeździć koleją
i to - rzecz mniej oczywista -
jako maszynista.
Tu nie rozbolą cię łydki,
kiedy chcesz zwiedzać zabytki
i starczy jeszcze sił na to,
żeby przebiec maraton.
Więć każdy owad doceni
świat wielkości gąsienic.

Słonie muszą brać lupę,
ale też mówią, że super.
A gąsienica wzdycha: do licha,
lepiej niech słoń tu nie nakicha,
bo wtedy rozmiar będzie wadą,
a katar słonia - to tornado.
Teraz po ścieżkach, torach, miedzach
gna gąsienica. Wszystko zwiedza.
Spieszy się zresztą każdy robak,
bo bardzo krótko trwa tu doba.
Lecz gdyby chciała gąsienica
biegać po zwykłych ulicach,
to by jej brakło kalendarza
i by musiała się narażać
na to, że ktoś jej na spacerze
nie dostrzeże.
I ją przerobi na plaskatą
i nikt by nie poradził na to.
A w Kolejkowie - samo zdrowie.
Tu miasta wielkości kieszeni,
tu nikt nie depcze gąsienic,
dlatego każdy owad
gna do Kolejkowa.

21.11.2020
Siedział wieloryb w lokomotywie
i - co się stało? Ja się nie dziwię.
Bo kiedy jechał raźno po torach,
na katastrofę nadeszła pora.

Wielorybowi przyszło do głowy,
że mógłby jechać przez Rydułtowy.
Tak pokierował lokomotywą,
że chociaż wcale nie jechał krzywo,
to po manewrach różnych (niewielu)
utknął w tunelu.

I co się stało? Prosta zagadka.
Wieloryb tunel od razu zatkał,
utknął w tunelu prawie jak korek,
bo miał rozmiary naprawdę spore.

Czy trzeba będzie powiększyć tunel?
Ja wieloryba wszak nie przesunę.
Będzie tam dzisiaj, jutro w południe,
będzie pojutrze - chyba że schudnie.

Jak ma wieloryb trafić do celu,
jeśli utykać będzie w tunelu?
A to pytanie też kłopotliwe:
skąd wziął wieloryb lokomotywę?

Cóż, rozwiązaniem ja się podzielę.
Czas znak postawić tuż przed tunelem.
A jeśli znowu utknie tu zwierzę,
to chyba jednak tunel poszerzę.

20.11.2020
Baszta rycerska na Grodzisku
wyzwala co dzień sporo pisków.
Przychodzą tutaj pelikany,
a każdy z nich uradowany.
Smutnego nigdzie nie ma w baszcie
(jeśli gdzieś jest, to mi go wskażcie).
Bo baszta dla nich jak plac zabaw.
Tu jeden skacze niczym żaba,
tu drugi z okna się wychyla,
trzeci przedrzeźnia znów motyla,
czwarty przy pieńku znalazł biurko,
a pięć kolejnych robi furkot.

Przychodzą tutaj pelikany,
zawsze gdy mają takie plany,
by się wygłupiać, robić hałas...
gdy chcą, by ich zabawa trwała.

Gdy intruz przyjdzie, dziobią, aż ten
w pośpiechu sam opuści basztę,
lecz się przypadkiem nie wystraszcie,
jeśli pelikan będzie w baszcie.
Z reguły szybko złość im mija -
jest świetna z pelikanem przyjaźń,
a podpaść może tylko typ,
który im kradnie zapas ryb.

A baszta przecież to nie woda.
W baszcie raz biega się po schodach,
raz się wygląda z góry na dół,
to znowu chowa się bez śladu
(pelikan, kiedy jest schowany,
nabiera inne pelikany,
bo wszyscy myślą, że on znika,
pytają wciąż, gdzie jest pelikan,
znajdują go i wtedy wszystkie
chwalą się razem głośnym piskiem.

I ludzie myślą: Baszta skrzypi, rany...
A to pelikany.

19.11.2020
Zamkiem w Rudzie Śląskiej mszyca
przez dni całe się zachwyca
i to szybko się nie zmieni.
Z tego zamku stos kamieni
(ludzi nawet trochę złości,
że tu nie ma niezwykłości,
są kamieniom nieprzyjaźni,
nie użyli wyobraźni).
To dla mszycy bez znaczenia.
Ona widzi w tych kamieniach
gmach, budowlę wielką, co się
kończy chyba aż w kosmosie.
Gdyby zamek mniejszy był,
to za mało w łapkach sił,
żeby zwiedzać: hyc hyc hyc,
gdy się jest wielkości mszyc.

Mszyca nie zna odpowiedzi,
kiedy cały zamek zwiedzi,
czy zobaczy tutaj wszystko,
chociaż świetną jest turystką.
Teraz znów po murach śmiga,
twierdząc, że to zamek-gigant
i że jest w nim tyle tras,
że się nie da zwiedzić raz.

Ludzie - twarze znów ponure:
- Nic takiego! - Zwykły murek!
Gdzie tu trasy? Gdzie tu zamek?

A to mury wciąż te same.
Mszyca widzi wielki gmach,
ludzie znów w tych samych dniach
chodzą tu po okolicy
i nie widzą nawet mszycy.
Czyżby wcale się nie znali?
To jest przecież kwestia skali.
Tak ogromną tajemnicę
znają dzieci, nie rodzice.
Gdy ktoś nie rozumie mszyc,
to nie widzi nigdzie nic.

18.11.2020
Wczoraj w okolicach Gródka
mysz widziała ufoludka
i ze śmiechu pękła prawie,
bo choć sama biega w trawie,
to od wąsów do ogona
nigdzie nie jest tak zielona.
Nie utrzyma mysz sekretu,
gna przez całe arboretum
(a to nie jest ścieżka krótka),
wrzeszcząc: - Widzę ufoludka!
Poprosiła nawet kreta,
by poczytał o planetach
i powiedział po cichutku,
skąd ten ufoludek w Gródku
(bo na ścieżce są tablice,
prezentują okolicę:
Słońce no i też planety.
Nie zna liter mysz niestety).
Na tę prośbę kret zzieleniał,
rzekł, że nie ma to znaczenia,
(mruknął jeszcze: - Niech to diabli!
Bo nie widział dobrze tablic).
Szybko też do myszy woła:
- Patrz, jak pięknie jest dokoła!
Patrz tu! - za futerko szarpie. –
W dół spójrz szybko! Tam, przy skarpie
ufoludek kąpiel bierze.
Mysz się znów zdziwiła szczerze
i się gapi.
A kret dodał:
- Stąd ma taki kolor woda.
Ufoludek zmywa brudek,
przez to sławny jest Park Gródek.

17.11.2020

To się nie zdarzało w całej Europie.
Pozował rzeźbiarzowi raz pewien utopiec.
Pozował mu dzielnie w fontannie w Bieruniu,
a rzeźbiarz go rzeźbił, mówiąc "O, mamuniu",
bo tuż za utopcem wpadła w toń jak kluska
pewna kaczka w czapce. I w wodzie się pluska.
I rzeźbiarz pomyślał przez kaczkę "O, chłopie,
wyrzeźbisz też kaczkę. Bo i z niej utopiec".
Rzeźbi rzeźbiarz, rzeźbi, czasem myśli "O, nie!
Kaczka siedzi w wodzie i wcale nie tonie,
jak poznać: utopiec to czy kaczka zwykła?".
Aż zostawił kaczkę jako rzeźby przykład.
Bo się wydawała mniej niż tukan obca.
Za plecami kaczki posadził utopca.

Utopiec być może i ze świata magii,
i tak nikt na niego nie zwraca uwagi,
bo wiadomo przecież, że zawsze do zdjęcia
biegnie się natychmiast tylko do zwierzęcia.
Kaczka ma poza tym czapkę, lepszą minę
i jako utopiec bardzo zdobi rynek.
A jeżeli kogoś tu upatrzy sobie,
gdy ten ktoś podejdzie, to kaczka go dziobie.
Nie potrzeba tutaj nawet detektywa:
utopiec nie dziobie i przez to przegrywa.
Jeśli zacznie dziobać, ludziom się spodoba
i na zdjęciach będą już utopce oba.


16.11.2020 W Świętochłowicach raz na spacerze
ujrzało jedno zwierzę dwie wieże.
Patrzy, a tutaj po jednej z wież,
sapiąc i dysząc, wspina się wesz.
Po drugiej też.
Zwierzę widziało raczej niemało,
lecz przystanęło, bo się zdumiało.
Stoi pod wieżą, czeka na finał:
tu wesz się wspina, tu wesz się wspina
niczym maszyna.
Dziwi to zwierzę sama metoda:
jak to: to wesz się wspina po schodach?
Czy myśli, że jest to trudne zbyt,
na samych łapkach wskoczyć na szczyt?
Skaczą po schodach, choć szczyt daleko.
Skaczą po schodach - chcą pobić rekord?
Skaczą na wieżach sobie dwie wszy.
Skaczą i skaczą. Aż wieża drży.

Kiedy wszy skaczą po schodach w wieżach,
każda się w sufit głową uderza.
Choć rekord biją, to już przed szczytem
wszy wszystkie same są jak pobite.
Czemu po schodach? - zwierzę się pyta
i to powtarza, jak zdarta płyta.
Na to mu wrzeszczą wszy: - No ejże!
Wszy też chcą widok z wieży obejrzeć!

15.11.2020
A do Ogrodów Kapias niedźwiedzie
przychodzą, żeby sobie posiedzieć.
Czasem ustawia się ich kolejka,
żeby pochodzić po alejkach.
Raz podszedł niedźwiedź do niedźwiedzia
i w tajemnicy mu powiedział,
że w sumie nie wie, co to znaczy,
bo bardzo wielu tu biegaczy.
Ktoś może sobie chodzić przez tydzień,
idzie i idzie, idzie i idzie,
a gdy niedźwiedzia zobaczy z dala,
to nagle biegnie, jakby oszalał.
I wrzeszczy przy tym coś jakby "o, nie!"
i gna przed siebie, jak w maratonie,
choć po ogrodach, a nie po trasie
- w myślach to jednak zastąpić da się.
Lecz choć biegacze są dość szczęśliwi,
tu nie są i to niedźwiedzia dziwi,
bo by najbardziej zrozumieć chciał,
czemu przekąska wpada mu w szał.
Niedźwiedź to pojął po którejś dobie,
że jeśli trzyma zęby przy sobie
i się zachowa tak jak kolega,
nikt po ogrodach w strachu nie biega.
Więc przy roślinach chrapie gdzieś z boku,
a wszyscy wtedy mogą mieć spokój.

14.11.2020
Jest Nakło Śląskie.
Pałac, Nakło,
ale już duchów tam zabrakło,
więc się zebrały nietoperze,
które zwiedzają czasem wieżę
i powiedziały, że w legendzie
pałac mieć duchy musi wszędzie.
Jeśli ich nie ma - głupia sprawa:
trzeba się przebrać i udawać.

Pomysł modliszka by odgadła:
bierze się stare prześcieradła,
narzuca się je sobie na głowę
i gotowe.

I to już jest prawdziwy duch.
Teraz się ducha wprawia w ruch
przez szamotanie się i wrzaski
(żadne specjalne wynalazki).
Ale wiadomo, że duch co tchu
mówi: huuuu huuuu.

Nietoperz jednak to nie człowiek,
tak łatwo huuuu huuuuu huuuu nie powie,
nawet gdy ćwiczy to z kolegą.
Przez co znów duch jest do niczego.
Żeby na duchy zdać egzamin
wnet umówiły się z sowami,
bo sowa huczy i za dwóch
i będzie z sowy świetny duch.

Te dziwy mało kto dostrzeże,
nawet gdy wzrok chce wbijać w wieżę.
Duch z nietoperzy oraz sów
jest taki, że aż brak mi słów.

Więc gdy ktoś robi zamieszanie,
że ducha widział - niech przestanie,
niech się już więcej w koc nie chowa,
bo to nietoperz jest. I sowa.

13.11.2020

Wrzeszczą korniki od rana:
- Niech żyje architektura drewniana!

Niektóre krzyczą to wspak.
I już ruszają na szlak.

Jeden porzucił drzewo, drugi - tylko korzeń,
wszystkie wzięły ze sobą widelce i noże,
miny mają radosne (albo - nieponure),
i już biegną do szlaku. Po architekturę.

Każdy kornik wie jedno (to jego dewiza):
pojedynczych zabytków to się nie nadgryza,
ale kiedy wszystkie zabytki drewniane tworzą szlak,
to już tak.

Dzięki znakom wiedzą, że ich cel jest bliski,
skaczą sobie ze szczęścia i wydają piski,
tamten marzy o drewnianej ścianie
na śniadanie,
ten na myśl o boazerii
dostaje histerii,
ten by zjadł ramę od obrazu
od razu,
a tamten schrupałby próg,
gdyby tylko mógł.

We wszystkich książkach kucharskich korniki mają podane,
że Szlak Architektury Drewnianej
ma walory turystyczne, artystyczne i smakowe,
a każdy przewodnik daje głowę,
że nie każdy kornik ma siłę,
by strawić aż taki posiłek.

Że to zagrożenie dla kultury? Racja.
Na początku szlaku jest kornicza restauracja,
tam korniki dostają ścinki z tartaków
doprawione do smaku.
I jedzą, aż im się trzęsą uszy,
aż żaden się nie może ruszyć.
I codziennie mówią sobie, leżąc na wznak,
że jutro pójdą na szlak.


12.11.2020
Szpaki przynosiły wiśnie
do zabrzańskiej wieży ciśnień.
Zamiast w miskach jak należy,
układały wiśnie w wieży.


Wiśnia w wieży z plaskiem spada,
a szpak zbiera wiśnie nadal
i nie myśli: "wiśnia skiśnie",
Trzyma wiśnie w wieży ciśnień.

A szpak, który się nie boi,
może nawet przynieść słoik
i, wydając ptasi trel,
ze słoika zrobić cel.

Już po brzegi pełna wieża.
Kto by tyle wiśni zeżarł?
Kto by miał tak długą sjestę?
Gdzie by schował tyle pestek?

Znów do wieży szpak się garnie.
Znowu robi z niej spiżarnię,
znowu chowa wiśnie w wieży,
wiśnia tu na wiśni leży.

Pełna wiśni ciśnień wieża
trzeszczy i się aż rozszerza.
Jeśli pęknie wieża ciśnień,
w krąg się wiśni stos rozpryśnie.

No i problem będzie taki,
że znów zbiorą wiśnie szpaki
i schowają je nie w wieży
(bo jak? - Wieża w gruzach leży).

Obejrzałam wieżę z bliska
i przyniosłam wiśnie w miskach.
Niech szpak w misce wiśnie trzyma,
kiedy przyjdzie sroga zima.

11.11.2020

Do Ośrodka Wypoczynku Niedzielnego
przyszedł skarabeusz z kolegą
i kolega skarabeuszowi kalendarz podał
i powiedział: - Jest środa, szkoda.

Ale poszedł za skarabeuszem,
który stwierdził: - Przecież wejść tu muszę.

A może w wyniku jakiejś magii
nikt nie zwrócił na nie uwagi.
Pierwszy był nie do zatrzymania,
więc drugi, mimo innego zdania,
różnymi alejkami
podążał za nim.
I dotarły aż na ośrodka środek
(a to było ciągle w środę).
Ani człowiek, ani stado muszek
nie zawołali: - O, skarabeusze!

Pobawiły się zatem w wodzie
(nie zauważył ich żaden przechodzień).
Posiedziały na trawnikach
i myślały, że chyba każdy ich unika.

Jakby inni ich nie widzieli
(chociaż nie było niedzieli).
Skarabeusze, co się zdarza,
też znały się na kalendarzach,
ale stwierdziły bardzo zgodnie,
że tego im nie udowodnię
i że mogą w Jastrzębiu-Zdroju
siedzieć w spokoju.

Ale że to był Ośrodek Wypoczynku Niedzielnego,
to dlatego
nie wypoczęły skarabeusze
(i tu ramionami wzruszę
i wyjaśnienie dodam:
bo przecież była środa).

10.11.2020
Ktoś powiedział wszystkim pingwinom
o Parku Tematycznym nad Nacyną
i poszło szlakiem trochę krętym,
by robić tam eksperymenty.
Każdy wydawał różne kwiki
na wieść o doświadczeniach z fizyki.

Pingwin, od dzioba do ogona,
do tego miejsca się przekona,
fizyką zaraz się zachwyca,
a uczy się jak błyskawica.
Chce się założyć o berecik,
że uczy szybciej się niż dzieci.
A gdy odwiedza takie parki
to aż ma ciarki.

Pingwin nikogo nie ocenia,
ale gdy robi doświadczenia,
stojąc na placu lub na trawie,
woła: Ja tu się świetnie bawię!

Radosna jest pingwinia mina,
tak cieszy cała się rodzina.
W fizyce dobre ma wyniki
- chociaż nikt nie znał tu fizyki,
bo żaden pingwin przez dnia pół
nie chodził do fizycznych szkół.

Tutaj pingwiny przez zabawę
nauczą się fizyki nawet,
aż potem - to zaznaczyć wolę –
będą też mogły uczyć w szkole.
Na długie więc godziny giną
pingwiny w parku nad Nacyną.
Nie chcą opuszczać parku prawie,
bo są skupione na zabawie.

9.11.2020


Do Zespołu Klasztorno-Pałacowego w Rudach
przyszła ostatnio wiewiórka (taka raczej chuda)
i zaczęła hasać po zabudowaniach
(szybkie są wiewiórki. Nie do zatrzymania).

Gnała, aż w powietrzu robiły się wiry,
traktując to miejsce niemal jak labirynt.
Czasem z jakiejś lampy strąciła abażur,
czasem przewracała kogoś w korytarzu,
czasem biegła w jedną, czasem w inną stronę,
czasem trochę kurzu wymiotła ogonem,
nawet gdyby ktoś ją ścigał na motorze,
nie dogoniłby jej w ogromnym klasztorze.

Co robi wiewiórka? Może kogoś śledzi?
Nie. Próbuje wszystko jak najszybciej zwiedzić.
Od skrzydła do skrzydła po nieznanych lądach
biega, wszystko zwiedza, lecz nic nie ogląda.
Miejsce ktoś opisze, da wiewiórce zeszyt,
może ta obejrzy (na razie się spieszy).

Przez wiewiórkę każdy może czuć się żabą,
bo gdy ona biegnie, to się skacze na bok.
Gdy jest w korytarzu wiewiórka pędząca,
jak ktoś nie uskoczy - ona go potrąca,
kiedy go potrąci, zazwyczaj przewraca –
taka jest wiewiórki szybkiej w Rudach praca.

8.11.2020

Tygrys, kiedy wraca ze spaceru,
idzie do Muzeum Historii Komputerów
i cały czas od tej pory
ogląda monitory,
nie przejmując się nikim,
nadgryza joysticki,
a gdy akurat jest zły,
to jeszcze gra w gry
i kiedy w grze dojdzie daleko,
to zapisuje swój rekord
czasami jako "TYGYS" albo jako "WRAU",
żeby każdy mistrza znał.

Zdarza się, że fakt, że przyszedł,
wzbudza panikę wśród myszek,
które wołają mu: - Potworze!,
gdy się przegląda w monitorze.
Ale tygrys wie, że to nic nie znaczy
i że dopóki nie zjada graczy
i nie ryczy niesłychanie,
to nic mu się tutaj nie stanie.

Dopóki w grach ma dobre wyniki,
nie gryzie jak inne drapieżniki,
a gdy przegra i rozdziawi paszczę,
dyrektor go zaraz pogłaszcze,
żeby mu tygrys, gdy się zezłości,
nie wystraszył gości.

Wiadomo, że nawet wielkie zwierzę
czasami siada przy komputerze.

Zanim ucieknę, wyjaśnić zdążę,
że tygrys czyta też wiele książek,
dlatego każdy go popiera,
gdy gra na starych komputerach.
Eksponatów w muzeum jest dużo, więc dlatego
tygrys może się tym chwalić kolegom,
a gdy od komputerów koledzy nie wstaną,
to siedzą tutaj, aż się zrobi rano.
I cieszą się szalenie
na imprezy z grami i z gryzieniem.

7.11.2020

Na zamek rodziny Włodyków w Tarnowicach Starych
przybiegły raz nosorożce i połączyły się w pary,
a pierwszy znał się na modzie, a drugi na łopatach,
a trzeci znów podróżował do różnych krajów świata,
kolejny lubił makatki, a jeszcze inny sezam –
i nagle zaczęły tam w parach tańczyć poloneza.
Chociaż ich były tłumy, nikt murów nie dotykał,
tańczyć równo zaczęły, gdy zagrała muzyka.
Ruszyła nagle po zamku nosorożców fala,
znalazły się w korytarzach i w muzealnych salach.
Robiło się nosorożców coraz więcej i więcej,
niektóre nawet tańczyły w ciasnocie (bo w łazience).
Żaden po innych nie deptał, nikt nie zawołał "ała",
tańczyły nosorożce, póki muzyka grała.
A które się zatrzymały, pisały o tańcu rodzinie,
i więcej nosorożców wchodziło na dziedziniec.
Tańczyły nosorożce na zamku sobie pięknie
i nikt się bać nie musiał, że zamek w końcu pęknie,
bo chociaż nosorożec raczej spore ma ciało,
i chociaż nosorożców bez przerwy przybywało,
i chociaż nosorożec niejeden aż puchłz dumy,
i chociaż takich jak on na zamku były tłumy,
i chociaż wszystkie przecież tańczyły, ile siły,
to jednak nosorożce na zamku się mieściły.
Więc kto się znalazł przypadkiem na zamku w Tarnowicach,
to pytał: - Nosorożce! Gdzie tu jest tajemnica?
A na to nosorożce nie udawały wcale
i tańcząc, bez zadyszki odpowiadały: BALET.

6.11.2020
Żubry w Zagrodzie Żubrów w Pszczynie
zgadzają się tam mieszkać dlatego jedynie,
że ludzie są śmieszniejsi od zwykłego żubra,
w zależności od tego, w co się człowiek ubrał,
w zależności od tego, jakie robi miny
i od tego, czy przychodzi na moment czy na 4,5 godziny.
Żubry, kiedy wracają ze spaceru
mówią małemu żubrowi: - Tak to nigdy nie rób!
A zdarza się, że żubr żubrowi powie
"Nie bądź jak człowiek".

Więc jeśli ktoś się zachowuje źle,
to żubr na pewno o tym wie
i cieszy się szalenie,
że ma ogrodzenie.

I dzięki temu nie jest ponury,
nawet gdy człowiek patrzy na niego z góry,
nawet gdy człowiek wygłasza różne komentarze,
to żubr nie myśli: ja ci pokażę,
tylko zajmuje się chodzeniem i skubie trawę,
albo żołędzie nawet.

Żubry patrzą na ludzi zza ogrodzenia
i to się nigdy nie zmienia.
Mówią, że dobrze, że ludzie są zamknięci, a żubry nie,
bo jak się zachowywać to każdy żubr wie.

5.11.2020

Pewien wołek buszujący w zbożu
rzekł o Zamku Książąt w Raciborzu,
że mówiły mu wołki zbożowe,
że ten zamek to ma taką głowę,
która cały dzień aż po zmrok
na skarb kieruje wzrok.

I mówiły mu wołki (te same),
że gdy ktoś tu przybywa na zamek,
zamiast sprawdzać, czy jest gdzieś SKARB napis,
tylko patrzy, gdzie się głowa gapi.
I uwija się wnet jak w ukropie,
i kopie.

Czas wyjaśnić, że wołki zbożowe...
cóż. Dla skarbów rzadko tracą głowę,
bo - i to rzecz znana od stuleci –
ludzkie skarby to dla wołków śmieci.
Więc choć znaleźć skarb by dały radę,
to dla wołków nie będzie skarb żaden.
Na to, żeby wołek spadł ze stołka,
to by musiał skarb być w stylu wołka,
a znów Zamek Książąt w Raciborzu
nie ma nic dla wołków, co są w zbożu.
Każdy wołek zatem zapamięta,
że naprawdę dziwni są książęta,
a znów wołki - takie małe ciałkiem
jak to wołki, są zwyczajne całkiem.

4.11.2020

Poszła sobie raz łasica
do pałacu w Miechowicach.
I tam aż się zatrzymała,
mówiąc: "Jaaaaa cięęęęę! Ale paaaaałaaaac!".

Nad pałacem leciał żuraw,
więc łasica wrzeszczy: "Hura!
Piękne mamy tu pałace!"
I pobiegła gdzieś na spacer.

Żuraw myśli: świetny pałac.
Prawie wpadł na mury. Ała!
Ledwo co przeczesał piórka,
a tu biegnie znów jaszczurka.

I jaszczurka w Miechowicach
też pałacem się zachwyca,
woła: - Jaka ładna wieża!
I się wnet z pałacem zderza.

Po jaszczurce przyszło stado.
A kolejne za nim jadą.
I z każdego zaraz stada
ktoś na pałac nagle wpada.

Robię więc wśród zwierząt wywiad:
czemu każdy, kto podziwia
(i nieważne, jaki zwierzak),
zaraz się z pałacem zderza.

Są zajęte podziwianiem
i nie myślą, co się stanie,
więc to niespodzianka mała,
gdy je atakuje pałac.

Stoi pałac w Miechowicach.
To nie żadna tajemnica!
Kto chce, może się tam przebiec.
Lecz niech patrzy się przed siebie.

3.11.2020

Jak na szpilkach albo pinezkach
tuż przy gichcie huty Waleska
siedział sobie raz hipopotam
i się pytał, czy wsadzą go tam.

Węgiel drzewny ujrzeć chciał z bliska,
lub topników nabrać do pyska,
lub zobaczyć żelaza rudy,
a wszystko z nudy.

Hipopotam obiad z talerza
zjadł i siedzi. I patrzy: wieża.
Dowie się, że to wieża wsadowa,
to na pewno zaraz się schowa.

Hipopotam patrzy przebiegle
i już włazi cegła po cegle,
chce się dostać na górę wieży.
Kto zobaczy, ten nie uwierzy.

Na tej wieży siadł, trochę utył,
więc czym prędzej ruszył do huty,
bo najlepszy miał on od lat
pomysł na wsad.

I wysapał, kiedy zszedł na dół:
- Zróbcie pełno wsadów z obiadu!
Bo powiedział mu raz kolega,
że opieka na tym polega.

Już kucharze mu wieżę mierzą.
Hipopotam siedzi pod wieżą
i na swoje jedzenie czeka.
Taka tam jest opieka.

2.11.2020

Miejscami Biblioteka Śląska
zrobiła się ostatnio wąska,
a to dlatego, że przyszedł wół i jego kolega (też wół)
i zastawiły sobą korytarza pół.

A przyszły woły ze sprawą tąże,
by wypożyczyć kilka książek,
bo - jak powiedział wół do woła –
gdy tylko nudno dookoła,
warto zatopić się w lekturze.
Wiedzą to i zwierzęta duże.
Wypożyczają na potęgę
książkę, książeczkę, tom i księgę.
I wół do woła mówi: - Wole,
sto stron przeczytać ci pozwolę,
a potem ja ci też poczytam,
żebyśmy byli kwita.

Wół wie, że tego nie dokonam:
robi zakładkę wciąż z ogona.
Kiedy się dziwię, to wół pyta,
czy lepiej byłoby z kopyta.

O wołach mówią w tajemnicy,
że to najlepsi czytelnicy.
Dwa woły - każdy z nich uparty –
trzymają biblioteczne karty,
bo używają ich co chwilę
(co tydzień, jeśli się nie mylę).
Ciekawe, jakby ktoś się czuł,
wiedząc, że czyta mniej niż wół...

I wół drugiemu rzekł raz: - Wole,
jesteśmy jak książkowe mole.
A to są raczej, daję głowę,
woły książkowe.

1.11.2020

W Parku Zdrojowym w Goczałkowicach
szła po alejkach jedna dżdżownica,
bo jej powiedział pewien kolega,
że tutaj znajdzie słoneczny zegar.

Więc do zegara raźno pomyka,
myśląc, że składa się on z patyka.
Patrzy dżdżownica w górę i na dół,
a po patyku nie ma tu śladu.

Na ziemi za to minitablice
- zaciekawiły nawet dżdżownicę,
lecz poprosiła mrówkę na słówko,
pytając, co tu ma być wskazówką.

Mrówka nabrała oddechu w płuca
i mówi, że cień. Który się rzuca.
No to dżdżownica pełznie na środek,
zadziera mocno do góry brodę...

i leży po tej z mrówką naradzie.
A cień nie leży. Cień się nie kładzie.
Dżdżownica sprawdza raz, drugi, trzeci,
patrzy na niebo (czy słońce świeci),
nawet przez moment zaczęła drzemać.
A cień dżdżownicy? A cienia nie ma.

Leżała długo dżdżownica w parku,
myśląc, że nie zna się na zegarku,
a i o takich dziwnych szczegółach,
jak ten, że może zegar zepsuła.

Wreszcie uznała, że choć się stara,
nie uruchomi tego zegara,
a że nie znała minut i godzin,
stwierdziła, że jej to nie obchodzi.

W Parku Zdrojowym w Goczałkowicach
pełza po ścieżkach pewna dżdżownica.
Lecz nie pytajcie jej już o czas,
bo może pogryźć każdego z was.

31.10.2020

Ludzie nie rozpoznawali,
który to jest - dom ze stali.
Więc jeż jeden kolce swoje
uformował w małą zbroję,
i się przebrał jak rycerze,
żeby kiedyś, na spacerze,
zjeżyć jeszcze kolców pęk,
stuknąć w ścianę, zrobić BRZDĘK
i pokazać wreszcie komuś,
gdzie stalowe ściany w domu.

Jeż nastroszył kolców wiele,
a wystarczyłby widelec,
żeby nim postukać w ścianę
i powiedzieć: "tu zostanę",
bo stalowy dom dla jeża
jest jak kolce - opancerza.
Jest jak ubiór na cebulkę:
jeż się w nim nie zwija w kulkę,
i nie woła, że "o rany",
bo go chroni stal (i ściany).

Ale jest tu problem i tak:
kolcem jeż o ściany zgrzyta
i już od pewnego czasu
ma dość zgrzytów i hałasów.
Zbiera liści całe kiście
i się chowa między liście.
Choć stalowy dom pochwalił,
to nie siedzi już w tej stali.
I dlatego nie należy
w takim domu szukać jeży.


30.10.2020

Zachwycił bardzo dwie sowy
Żelazny Szlak Rowerowy.
Hukały więc na spacerze:
- Ile tu świetnych ścieżek!
Ile najlepszych tras!

I na Szlak - jeszcze raz.
Nocami, w świetle księżyca,
Żelazny Szlak je zachwycał,
więc krążyły nim wokół,
ale zawsze po zmroku,
wołając: huhu huhu,
aż brakowało im tchu.

Wtem coś sowom przyszło do głowy:
Żelazny Szlak Rowerowy
ten na swą trasę wybiera,
kto jeździ na rowerach.
Sowa na rower nie wsiada,
to byłaby już przesada.
A ma warunki takie,
że może latać nad Szlakiem.

I powtarzają sowy:
Szlak z góry jest wyjątkowy,
choć rzadko tu jakieś zwierzę
jeździ na rowerze.

29.10.2020
Sroka w Parku Tradycji robi różne rzeczy.
Nie nudzi się tu wcale, nikt z was nie zaprzeczy.
I żadnego turysty skrzeczeniem nie straszy,
bo zajmują ją sprzęty i obsługa maszyn.
Tu coś wypoleruje, tam siada na śrubie,
tu jeszcze coś dokręci, tam znowu poskubie,
tu zrzuci jakąś blachę i nią zrobi hałas,
tam sprawdzi na swój sposób, czy maszyna działa.
I komuś raz upiła dwa łyki herbaty,
i znów ruszyła dalej, dziobać eksponaty.
Bawiła się na przykład niejedną karbidką,
(a jak na zwykłą srokę - świeciła niebrzydko),
sprawdziła, ile może zdziałać zwykła para,
a teraz się fizyki bardzo uczyć stara.
A kiedy się tej sroce już znudzi fizyka,
przymierzy sobie może i mundur górnika,
do pieca okiem zajrzy i mam też przeczucie,
że dowie się od razu, jak to było w hucie.
A jeśli ktoś jej każe wylecieć (lub wybiec),
na szyb pofrunie sroka i siądzie na szybie.
I będzie sobie siedzieć, a gdy się nasiedzi,
do Parku weźmie z sobą kolegów-niedźwiedzi.

28.10.2020
Bardzo chciały młode pszczoły
zwiedzić sobie Żabie Doły,
bo myślały (bez powodu),
że to doły pełne miodu.
Gdy skończyły pszczelą szkołę,
ustawiły się nad dołem
i sprawdzają, czy tam woda
ma smak miodu.
Nie ma.
Szkoda.

Przyfrunęło wiele pszczół,
każda sprawdza inny dół,
a przez wodę jak przez szybę
co najwyżej widzi rybę.

A to widzi się nie co dzień,
bo kto widział: ryba w miodzie?

I to też wyłapał ul,
że tam robią bul bul bul.

Smutne pszczoły przez przyrodę,
po co komu woda z miodem?
Wody pełno w Żabich Dołach,
pszczoły patrzą więc dokoła,
patrzą wszędzie, patrzą, a tu
rośnie sobie mnóstwo kwiatów.

Zamiast płakać więc za miodem
pofrunęły pszczoły młode,
zanurzyły się w nektarze
i zrobiły miód jak z marzeń.

27.10.2020

Rezerwat Łężczok jest taki,
że przyciąga ptaki.
No i raz, chociaż nie musiał,
przywabił strusia.

Struś wiedział, że tu go nie znają,
przyniósł na prezentację jajo,
a dokładniej - skorupy, z których się wykluł
(i tak dalej w tym cyklu).
Przemierzał każde poletko
z lornetką,
chodził dumnie jak model
i podziwiał przyrodę.
A przyroda (czyli bocian i żuraw z kolegą)
podziwiała jego.

I przed toaletą, a po każdym susie
wszyscy chodzili za strusiem.

Łężczok to jest rezerwat taki,
w którym zobaczy się ptaki.
Ale słyszałam od tego żurawia,
że nazwę się trudno wymawia
i kiedyś ktoś chciał to powiedzieć i nie mógł,
ale ptaki nie mają z tym problemu,
bo w ich języku nazwa Łężczok brzmi
ćwierk pli pli.

Albo jakoś podobnie,
ale równie ozdobnie.

26.10.2020

Przybył węgorz, który jest może
oswojony albo i dziki
(nie wiem, jakie dziś są węgorze)
do Muzeum Energetyki.

Tu przystaje, a tam przysiądzie,
tu się zdziwi (choć nie wystraszy),
tu się dowie czegoś o prądzie,
albo też o budowie maszyn.

Tutaj zajrzy, tam prąd wytworzy,
sprawdzi, czy znał prąd pterodaktyl,
będzie miał dla innych węgorzy
opowieści oraz kontakty.

Zachwycony (widać po minie),
węgorz tutaj jest, moi mili.
Chyba że ktoś węgorza zwinie,
bo go nagle z kablem pomyli.

Chodzi węgorz jak celebryta,
mógłby być dyrektorem (lub wice)
pełza węgorz, o wszystko pyta,
a się zna na energetyce.

Można więc mu zadać pytanie
w sprawach energetyki (licznych).
Węgorz chętnie odpowie na nie.
Bo to węgorz jest elektryczny.

25.10.2020

Szedł raz słoń. Zobaczył Spodek,
bo szedł słoń po Katowicach.
Myśli: skoczę w Spodka środek.
I już kica po ulicach.
I pod rondem słoń przebiega,
bo tak radził mu kolega.
I już rozpęd wielki bierze,
bo słoń to jest duże zwierzę.

Będą pisać poematy
o tym, jak to słoń wziął patyk
(miał po jednej podróżniczce)
i uprawiał skok o tyczce.

Gna słoń z tyczką w dzikim pędzie,
doping wielki słychać wszędzie.
Widzę to na własne oczy.
Słoń nad Spodkiem! O! Przeskoczył!

Raz na Spodek spojrzał z góry
I już w Strefie jest. Kultury.
Odtąd, jakby na trzy-cztery
nienaganne ma maniery.

24.10.2020

Przyszła sobie zebra,
sama nie wiem, która,
do kopalni srebra.
Tej w Tarnowskich Górach.

Wokół robią zdjęcia
turyści normalni
(nie srebra. Zwierzęcia!
Bo zebra w kopalni!)
Końca nie ma piskom
i różnym zachwytom.
Chociaż srebro blisko
- zebra celebrytą.

Chce w kopalni srebra
zostać zebra zatem.
Pomysłów jej nie brak:
srebrzy się brokatem.

Brokat ma na żebrze,
prawie brudzi stajnię.
Nie dziwię się zebrze:
w tej kopalni fajnie!

23.10.2020
Raz - powiedzieć to trzeba,
w Radzionkowie do Muzeum Chleba
przyszła ameba.

I przyczepiła się jak rzep,
uniosła nogę (albo łeb)
i rzekła: - Chciałam upiec chleb.

Bo usłyszała, że każda z wycieczek
piecze.

Na wyrazy zdziwienia (nieme)
powiedziała, że nie chce korzystać z foremek,
a to dlatego, żeby
upiec chleb wyglądający jak ameby.

Czyli że trochę podobny do jeża, trochę do poduszki,
tu wygląda jak korzeń, tam ma nibynóżki,
że by takiego nie sprzedał żaden sklep,
ale to ma być prawdziwy chleb.

A jeśli jej nie pozwolą, to będzie wściekła.
Pozwolili. Upiekła.

Stwierdziła, że może to nie było zbyt proste,
ale poznała mnóstwo ciekawostek
i zaraz założy coś w rodzaju szkółki,
żeby ameby piekły sobie bułki.

Muzeum Chleba miało to do siebie,
że mi ameba teraz w książkach grzebie.
Przygotowuje śniadania i obiady,
a ja jeść tego wszystkiego nie dam rady,
też byście nie dali, daję głowę,
bo te dania są jednokomórkowe.
A chleby ameby, choć smakują bosko,
widać dopiero przez mikroskop.

22.10.2020

Pingwin przyszedł do Chudowa,
znalazł zamek i się chowa.
Wokół prawie pola same,
pingwin wskoczył więc na zamek.
Tutaj miedza i tam miedza,
a na zamku pingwin. Zwiedza.
A co zrobi jakiś ruch,
wszyscy myślą, że to duch.
Że to pingwin - nikt nie słucha.
Jaka tego jest przyczyna?
W zamkach mówi się o duchach,
ale nigdy - o pingwinach.

Pingwin patrzy się na wieżę.
Wszyscy myślą, że rozbierze
i chcą wołać już rycerzy.
A tu pingwin wieżę mierzy.
Jakoś się po murze wspina
mierzy wieżę więc... w pingwinach.
Tu są łapki, tu jest głowa,
przyszedł pingwin do Chudowa
i na zamku dobrze wie, że
uda mu się zmierzyć wieżę.

Liczy, ile to pingwinów,
lecz, niestety, liczył sam.
I nie widział nikt wyczynu.
I jest problem (ja go znam).
Pingwin - co wie też leśniczy –
to jest ptak, co słabo liczy.
Liczy, liczy, a po chwili
wszystko mu się myli.

Niech ktoś powie, gdy się dowie,
jak wysoki mur w Chudowie.
Powiem komuś to z rodziny.
Niech przeliczy na pingwiny.

21.10.2020

Mrówka zerka dziś spod grzywki
na Rodzinny Park Rozrywki
i zaciera aż odnóża,
po czym biegnie na Trzy Wzgórza.
Wiedząc, co tu się wyprawia,
przyszła w mig do Wodzisławia
i ogląda teraz wszystko:
tu boisko, tam boisko,
tu boisko większe (z bliska),
niepodobne do mrowiska.
Obok torów wybór spory:
do gier różnych różne tory.
Czy wzrok mrówce figle płata,
czy tu wszystkie są gry świata?
Pyta cicho mrówka, czy
może tworzyć własne gry.

Tu grać może wciąż od nowa
nawet każdy mały owad.
Mrówka sama (gdzie jest rywal?)
raz wygrywa, raz przegrywa,
jeździ wszędzie, gdzie się da,
już rozrywki nowe zna
i nim dwa miesiące miną
wróci tutaj (lecz z rodziną),
by urządzić wnet zawody
według jakiejś mrówczej mody.
Mrówka skacze jak najęta.
Zobaczyły to zwierzęta
i z przeróżnych zakamarków
wyskakują - hop - do parku.
Co najbardziej je zachwyca?
Mówią, że to tajemnica,
lecz nikt się nie zastanawia,
czy ma wpaść do Wodzisławia.

20.10.2020

Raz przyleciała mucha z dłutem
i bzyczy, jęczy, no i wzdycha,
że pozowała przez minutę
jednemu rzeźbiarzowi w Tychach.

A rzeźbiarz - takie są przypadki –
według tej muchy jednym ruchem
zaraz wyrzeźbił trzy niedźwiadki
A patrzył tylko na tę muchę.

Wziął z muchy łapę dla niedźwiadka,
drugiemu z muchy znów dał minę.
Wyszła wesoła mu gromadka.
Niedźwiadki cudne i jedyne.

Mucha przed sławą się nie wzbrania:
gdy tylko wkroczy w tyską strefę,
mówi: - Patrz, chwila pozowania,
a jaki efekt!

Więc wszyscy myślą: O, do licha,
co jeszcze mucha nam pokaże?

Są bardzo zdolne muchy w Tychach.
A jacy tam rzeźbiarze!...

19.10.2020

W parku w Świerklańcu są drzewa ogromne
i to ciekawa sprawa.
Za jednym schował się raz, nie zapomnę,
nosorożec. A róg mu wystawał.

Róg mu wystawał jak na jednej z wystaw,
co nosorożca nijak nie pociesza,
bo jak zobaczył to jeden turysta,
to z rogu zrobił sobie wieszak.

I nosorożec pomyślał: Do licha!
Pomyślał dlatego zwłaszcza,
że mu się wtedy strasznie chciało kichać,
a jak tu nakichać do płaszcza.

Męczył się bardzo przez kwadransów parę,
bo znał się on na zegarku.
Stał tak za drzewem. Z płaszczem i katarem.
Turysta chodził po parku.

Karmił turysta kaczki i dzięcioły,
wiewiórkom orzechów dał przydział.
Był nosorożec zatem niewesoły,
bo go turysta nie widział.

A nosorożec przyjrzałby się korze,
skoro i tak stoi w chaszczach.
Też by obejrzał drzewa - a nie może,
bo nic nie widać zza płaszcza.

Tak przez róg,który posłużył turyście
i ograniczył zwierzęciu zasięg,
nie wie nosorożec, jakie tu są liście.

Ale na ciuchach zna się.

18.10.2020

A raz koń na biegunach, bohater, co się zowie,
w przerwie od swojej pracy przyjechał na Giszowiec.
Przyjechał, pooglądał, podziwia jak przechodzień,
że niby na osiedlu, a jednak jest w ogrodzie.

Tu pralnia, tam gospoda, tu stajnia (coś dla koni!).
Koń biega po Giszowcu i już wie dużo o nim,
podziwia już budynki, to z tej, to z tamtej strony
i cieszy się, że widok dokoła ma zielony.

Najchętniej by tu został, przycupnął gdzieś na brzegu
i dalej by podziwiał Giszowca każdy szczegół,
najchętniej by tu siedział tak, że się nie przesunie,
lecz to koń na biegunach. Pamięta o biegunie.

Koń - nawet na biegunach - tak dużo ma na głowie,
że musi już uciekać, opuszcza już Giszowiec.
Już wie, że tu jest ładnie, a co mu da ta wiedza?
Że znowu tutaj wróci i znowu będzie zwiedzać.

Przyjedzie na Giszowiec więc koni pół tabuna
i wszystkie będą małe, i wszystkie na biegunach
i wszystkie zachwycone, skubały będą trawę
(a te odważne bardziej to i coś z grządek nawet)

i wieść się o Giszowcu na biegun aż poniesie,
a konie swój Giszowiec zbudują w mig przez jesień.

17.10.2020

Do Planetarium wlazł raz krokodyl
i nie wyrządził tam żadnej szkody,
tylko dyrekcja ucierpiała sama,
bo mogła sobie język połamać,
wydając takie w mig oświadczenie
(a chyba jego brzmienia nie zmienię):

KROKODYL W PLANETARIUM - którędy on tu wlazł?
Krokodyl w planetarium, powtórzmy jeszcze raz.
Krokodyl w planetarium - w fotelu zaraz siadł,
krokodyl w planetarium - jaki sprytny gad.

A krokodyl siedzi i się zachwyca
widokiem różnych gwiazd, planet i Księżyca
i ogląda każdy z nieboskłonu błysk,
i ze zdziwienia otwiera pysk.

Oglądał, co widzi z rzeki podczas nocy wielu
tylko teraz siedział wygodnie w fotelu

i w taki sposób
zaglądał do kosmosu.

A ludzie mu wtedy z bliska
zaglądali do pyska.
Bo tak już jest niestety:
jedno oglądają pyski, a drudzy planety.

16.10.2020

Nikt rozumem nie ogarnie,
po co zwiedza lew Palmiarnię
i jak znalazł okolicę
(gdzie lwy żyją, gdzie Gliwice?).

Na początek to ustalmy:
są w Palmiarni różne palmy,
wiedzą dzieci i dorośli:
jest też mnóstwo innych roślin.
To nie żadna tajemnica:
tu las cały jest w donicach,
a kolorów niezbyt wiele,
gdzie się nie popatrzy - zieleń,
chyba że akurat kwiaty,
żółwie, ryby, a poza tym
ludzie - ci na kolorowo,
że lew to aż kręci głową,
bo kolory zebry cenił,
a tu wszystko aż się mieni.
Lecz się lew wsłuchuje w głąb:
wziąłby chętnie coś na ząb,
myślał nawet przez godzinę,
czy jest wegetarianinem,
ale uznał, że ta zieleń
nie wystarczy mu na wiele.
A to, co gotuje lwica,
jest w Afryce, nie w Gliwicach.
Więc lew kwiatków nie pożera.
Co w palmiarni robi teraz?
Lew obejrzał palmy dwie,
uznał, że już wszystko wie,
że u siebie ma to samo,
no i teraz śpi pod bramą.

15.10.2020

Do Śląskiego Ogrodu Botanicznego
(nikt poza mną nie wie, dlaczego,
a ja się wiedzą nie chwalę)
przyszły raz dwa koale.

I pierwszy chciał dalej iść,
a drugi wołał: - O! Liść!
Czy do schrupania się nada?
(bo myślał on o obiadach,
a był koalą-smakoszem).

Pierwszy mu mówił:
- Chodź, proszę!

Próbować nie chciało mu się,
gustował w eukaliptusie
i tym się żywił na co dzień,
a nie roślinami w ogrodzie.

Lecz drugi, dość zamaszyście,
nadgryzał trawy i liście,
a potem na dodatek
podjadał i kwiatek.

Pierwszy: - To nie restauracja!
Na to ten drugi: - Racja!
(trudno mieć więcej uwag,
gdy się akurat przeżuwa).

Pierwszy mu rzekł z groźną miną:
- Oj, bo przyjdziemy tu zimą,
jak wszystkie liście opadną!

Na to ten drugi zagadnął:
- Zanim dziesiąte danie zacznę,
spróbuj, to smaczne.

I oba zaczęły zajadać,
i przyszły do nich trzy stada,
a gdy skończyły koale,
roślin nie było już wcale
i ogród ludzie nazwali
Ogrodem Głodnych Koali.


14.10.2020

Marzą o tym moje dziki,
żeby w Bielsku mieć pomniki,
skoro bohaterom z bajek
to naprawdę się udaje.
Bolek z Lolkiem, Pampalini,
Reksio, inni będą przy nich –
więc te dziki liczą nadal,
że się któryś nada.
Póki więc nie przyjdą mrozy,
dzik przybiera różne pozy
i udaje z każdej strony,
że jest wyrzeźbiony.
Wszyscy mówią, że: - O rany!
Jak przepięknie dzik odlany!
Aż się uciec chce w pokrzywy,
bo taki prawdziwy.

Skoro dzik jest piękny taki,
podsuwają mu przysmaki,
żeby z rzeźbą mieć zwierzęcia
przezabawne zdjęcia.

Gdy dokarmia dzika tłum,
dzik z zachwytem mówi "chrum".
Wtedy tłum gdzieś znika
i zostawia dzika.

Dzik udaje dzieło sztuki
i bez ruchu tkwi, dopóki
ktoś mu nie da smakołyków.
Wtedy sporo kwiku.

I to chyba jasny znak,
że bajkowy bielski szlak
mieć powinien dziki wszędzie
(i miseczki na żołędzie!)

13.10.2020

Jest tu kolejka wąskotorowa.
I maszynista raz przyhamował,
bo z tej kolejki chciała skorzystać
pewna słonica. Raczej puszysta.

Kiedy czekała już na peronie,
to wyglądała jak wszystkie słonie,
które wystają tam z każdej strony
i wypełniają szczelnie wagony.
Czy maszynista ma jechać dalej?
Czy też słonicę zmieścić w przedziale?
Myślał z sił wszystkich, a już za chwilę
słonica sobie kupiła bilet.
Wsiadła, jak gdyby czuła się mrówką.
I jedzie.
Jedzie wąskotorówką.

Mieści w wagonie się bez problemu,
nie ma nikogo, kto by przejść nie mógł,
wygląda przy tym słonica wręcz,
jakby się dopasowała do wnętrz.

A z tej słonicy sporo korzyści
mieli w wagonach wszyscy turyści,
bo wymyśliła kolejną rolę:
opowiadała, co mija kolej.
Co widać po tej, co po tej stronie
i które miejsca docenią słonie.

Pasażerowie byli więc zgodni:
słonica to jest świetny przewodnik.
I od tej pory na całej trasie
w wąskotorówce spotkać ją da się.


12.10.2020
Postanowiły raz dżdżownice,
lecz które - nikt już nie pamięta –
poznać chorzowską tajemnicę:
zmierzyć wysokość Prezydenta.

Władz miasta nikt tu nie chce mierzyć,
niech więc prezydent nie ma pietra.
Im chodzi o wysokość wieży.
I nie - że w metrach.

W czym? Wyobraźni tu granica:
bowiem w dżdżownicach.

Przyszły więc pod wieżę
co robić? Każda wie, że...
najpierw stryj Marek na szczyt wyszedł,
przyczepił się do góry wieży,
za nim wgramolił się wuj Zbyszek
i zwisa jak należy.

Teraz pięć dżdżownic wraz z sąsiadem,
trzy się urwały od wędkarzy.
Sto dżdżownic... Czy już dadzą radę?
Co się tu jeszcze zdarzy?

Już milion dżdżownic się przymierza,
a się nie kończy wieża.

I powiedziały mi dżdżownice,
kiedy już kładły się przy blokach,
że wyszło im w matematyce:
Wieża Prezydent jest wysoka.

11.10.2020
Jeden gołąb przelotem w Będzinie
opowiedział swej licznej rodzinie,
że Teatr Dzieci Zagłębia
to jest coś o gołębiach.

Ucieszył się, bo sam - gołąb,
lecz myślał też, marszcząc czoło
i pocierając, żeby było gładsze,
bo nic nie wiedział o teatrze.
Podejrzewał, że to coś fajnego, lecz
nie wiedział, czy to piosenka, ziarno, czy rzecz
(choć swoją rodzinę gwarną
zapewniał, że jednak ziarno).


Nie bojąc się, że się przeziębi,
przybył na spektakl dla gołębi.
Obejrzał, choć pojęcia nie miał,
że tak się robi przedstawienia i od tej pory gdzieś na dębie
usadza szpaki i gołębie
i im wystawia różne sztuki,
i będzie robił tak, dopóki
mu każde napotkane zwierzę
będzie mówiło "reżyserze!".

Choć dziwią ludzie się wokoło,
że skąd się wziął reżyser-gołąb,
gdy ktoś zadaje to pytanie (sobie),
to go dyrektor teatru dziobie.


10.10.2020
Jedna ryba, niezły śmiałek
(ryba-śmiałek, co się zowie)
przyszła do Muzeum Zapałek
w Częstochowie.
Zapałka to niby patyk,
a jakie tu eksponaty!
Ludzie zwiedzają, szczęśliwi
i tylko ryba się dziwi,
bo to zdumienie niemałe,
że ktoś potrzebował zapałek.


Bo kiedy użyjesz zapałki w rzece, w morzu czy w oceanie,
to raczej nic się nie stanie.
Więc po co rybom zapałki
albo zapałek kawałki?
Na pewno nie po to, żeby rozpalać ogniska.
Może żeby brać je do pyska,
żeby się uczyć liczenia,
a ryba jeszcze wymienia,
że jako wykałaczki
lub uchwyty do taczki.
Jako rączki i nóżki ludzików z żołędzi,
jako drapak, żeby się drapać, kiedy swędzi,
a jeszcze mają parę innych zastosowań,
ale o tym ryba nie powie ani słowa,
bo ryby, jak ocean oceanem,
nie są zbyt rozgadane.

środa, 30 września 2020

bajki stypendialne

w tym wpisie zamieszczam bajki, które były publikowane w lipcu, sierpniu i wrześniu 2020 na stronie www.facebook.com/bajki.iza.mikrut w ramach Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Kultura w sieci. Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego - Kultura w sieci













30.09.2020

Raz mrówka wpadła na pomysł taki,
żeby uprawiać buraki.

Buraki wyrosły ogromne jak dynie,
pytanie, czy mrówka je podniesie, czy nie?

Że mrówka udźwignie chyba nikt nie wierzy.
Przyniosę na grządkę jej zaraz talerzyk.

Pogryzie buraki mrówka przez godzinę,
gryźć może dzień cały - a zje odrobinę.

Buraki są jednak za duże dla mrówki,
niech mrówka najlepiej uprawia borówki.

Wysypię okruszki dla mrówki pod płotem,
to ciężar buraków nie będzie kłopotem.

Czy nie chce już mrówka uprawiać buraków?
Chce bardzo i twierdzi, że to kwestia smaku.

A wszystko dlatego, że wisiał gdzieś plakat
z napisem ogromnym "potrawy z buraka".

Więc żeby nie robić już dłużej afery,
jem z mrówką bez przerwy z buraków desery.


29.09.2020

Zagadnienie to trudne, zagadnienie zawiłe.
Jak rozpoznać słonia, który stoi tyłem?
Po czym poznaje się słonie?
Przecież nie po ogonie!
Przecież nie po kolorze!
Po czym poznać się może?
Jeśli nie poznam, to się nie ukłonię
i mogą się wtedy obrazić słonie.
Jeśli się ukłonię, a to słoń nieznany,
to zdziwi się, że o rany.
Mam problem ogromny jak słoń, słoniowy.
Nie poznać słonia? No nie ma mowy.
Ale jak słoń się odwraca,
to poznawanie to ciężka praca.
Najłatwiej byłoby spojrzeć na brodę,
ale nie zawsze słoń stoi przodem.
Obejść słonia, żeby zobaczyć jego twarz?
To będzie trwało tak długo, aż
słoń się znudzi czekaniem i może się wściec,
a ja za nim będę biec.
I dlatego czasami
nie mam najlepszych relacji ze słoniami,
bo nie potrafię ich w zasadzie
rozpoznawać po zadzie.
A każdy słoń pretensje ma,
bo patrzy na moje plecy i wie, że to ja,
nawet jeśli przybiorę na wadze.
A ja sobie z nimi nie radzę.


28.09.2020

Pewien żuk
wszystko mógł

aż zapytał go raz wnuk:
- Możesz wyhodować róg?

Myślał chwilę i rzekł to, że
wyhodować róg ten może.

Mógłby nawet rogów osiem,
ale jeden chce. Na nosie.

Jest godzina jedenasta,
a żukowi róg wyrasta.

Pyta w końcu żuka wnuk:
- Po co róg ci? Po co róg?

Po co róg ci gdzieś na ciele?
Czy ty jesteś żuk czy jeleń?

A żuk mówi: każdy w borze
wie, że jeleń ma poroże.

A ja mam na nosie róg.
I tym rogiem stuka: stuk.

Bo w tym cała dziwna sztuka
nosorożca zrobić z żuka.


27.09.2020

Gdy przód dzika w trawie rył,
to się cieszył dzika tył.
Tył się cieszył bez powodu,
bo zabawa była z przodu.
Przód wydawał raźny kwik,
lecz to z tyłu - to też dzik.
I tył myśli: "dalej idź,
bo ja z przodu też chcę ryć".
Ale się nie zdarza cud
i nie idzie nigdzie przód.
Dzik zna tylko tę metodę,
że się w trawie ryje przodem,
tylko przód ma taką siłę,
nie da się ryć w trawie tyłem.
Dzika tył to rycia wróg.
Lecz tam są dwie z czterech nóg,
a nogami można ryć.
Już nie woła tył "idź, idź",
tylko ryje sobie w trawie
całym dzikiem. Całym. Prawie.
Tam dzik rył, a tu dzik szedł.
Aż - ryć w trawie chce też grzbiet.
Niby zaraz bajki finał,
a tu... znowu się zaczyna.
Ryje dzik od a do zet.
Ryje przód, tył, ryje grzbiet,
i ten trawnik cały znikł.

I tak robi każdy dzik.


26.09.2020

Ostatnio mi ratlerki
przyniosły kombinerki
i od słowa do słowa
zaczęły kombinować.

Że może kombinerkami przytrzymają wkręty,
że jeden się nimi pobawi, gdy drugi będzie zajęty,
że włożą je do skrzynki z narzędziami
i będą wyjmować czasami.
Że będą je wymieniać z kimś na młotek i grabie
albo pożyczą je żabie.

Co ratlerki mogą robić z kombinerkami?
Aportować je czasami.
Ale o kombinerki nie kłócą się z nikim,
bo wolą przynosić patyki.


25.09.2020
Zaraz się okaże, zaraz się okaże,
która gąsienica chce być dziennikarzem.
Która może biegać z dyktafonem w trasy,
która może pisać artykuł do prasy.
Która gąsienica pisać nie da rady,
może przeprowadzać zechce z kimś wywiady.
Która zrobi newsy, która reportaże,
która gąsienica chce być dziennikarzem?
Która gąsienica chce być dziennikarzem?
Ja ją pragnę poznać, bardzo o tym marzę,
żeby gąsienica pracowała w prasie,
choć nie przypuszczała, że to zrobić da się,
żeby gąsienica pracowała w mediach,
bo jak jej nie wyjdzie to wielka tragedia.
Tylko skarżą ludzie się na to czasami:
piszą gąsienice miniliterami.

24.09.2020

Jest tajemnicza skrzynka, a na skrzynce napis,
że się każdy namyśla i się każdy gapi,
a w tej skrzynce jest zamek, a przed zamkiem kłódka,
a ten napis to także jest zagadka krótka.
Nad napisem rozmyśla sobie każdy co sił,
bo to napis przedziwny, a oto co głosi:

NARZĘDZIA
ŁABĘDZIA.

Możesz szukać od teraz choćby i godzinę,
możesz iść i otworzyć tuzin innych skrzynek,
możesz pytać każdego - pytanie brzmieć będzie,
jaki rodzaj narzędzi przyciąga łabędzie.
Czy to coś do pływania, czy coś do remontu,
czy coś, żeby na kartce odrysować kontur,
czy to coś do pisania, czy coś do obiadu,
do grabienia ogródka, do wytarcia śladów,
czy to jest coś takiego, czy też może nie -
łabędź jedyny wie.


23.09.2020

Aria jednego zająca
była bardzo męcząca.
Zaczął śpiewać w niedzielę
i przepłoszył trzmiele.
Potem śpiewał do piątku
i znów - od początku.
W środy śpiewał od nowa.
I zawsze fałszował.

Bo zając to takie zwierzę,
które nigdy nie było w operze,
więc nie wie, że się śpiewa z nut,
ale i tak nastąpił cud,
bo nawet pamiętał swoją rolę,
kiedy wychodził z pieśnią w pole.

Aż przyszedł zająca kolega
i mówi, że w nim talent dostrzega.
I że podpowiedział leśniczy,
że trzeba tylko zacząć ćwiczyć.
Z tego były efekty takie,
że zając został śpiewakiem.


22.09.2020

Chciał wystąpić kiedyś magik,
ale brakło mu odwagi.
Kupił sobie samouczek,
pełen różnych mądrych sztuczek.
Poszedł w las i w leśnej dziczy
sobie ćwiczy.

Macha różdżką w leśne knieje,
lecz nie widzi, co się dzieje,
bo nos trzyma w rządkach liter,
mrucząc: "Sztuczki znakomite!".

I tak: wyczarował dzika.
Patrzy dzik, a tu las znika.
Krzak korzenie znów zapuszcza
i wyrasta z niego puszcza.
W blokach rośnie las na dachach,
gdy ten magik różdżką macha.

Macha różdżką parę razy -
znów znajome krajobrazy.

Podniósł magik wzrok znad księgi,
roztarł obolałe kręgi,
westchnął, robiąc wielki hałas
i powiedział "No, nie działa".

Rzucił samouczek w krzaki.
Tam znalazły go robaki.
Jeden wrzasnął: "Ja się uczę!".

I zna teraz mnóstwo sztuczek.


21.09.2020
Chrząszcz się raz nabłyszczył tłuszczem,
żeby żwawo przejść przez puszczę.
Piszczał przy tym, przeszczęśliwy,
resztki tłuszczu czyszcząc z grzywy.
Prześlizgiwał się po chaszczach,
bo są chaszcze w puszczy zwłaszcza.
Przed przypadkiem się nie ustrzegł,
że tłuszcz mu się przeniósł w puszczę.
Szczęście chrząszcza nie opuszcza:
błyszczy chrząszcz i błyszczy puszcza.
Błyszczy puszcza i chrząszcz jeszcze,
przestać ma, gdy spadną deszcze.

20.09.2020

Jeden muł
wszedł na stół,
a stół zaraz pękł na pół.

Leży muł i mówi: wolę
być pod stołem niż na stole.
Przyjemności z tego żadne,
lecz przynajmniej już nie spadnę.

Leży, leży muł pod stołem
i do wszystkich woła "czołem!".
I kto patrzy się na muła,
myśli sobie: muł-niezguła.
A muł leży z własnej woli.
Nic go nie rwie, nic nie boli.

Aż na obiad przyszła kolej,
Lecz się nie da zjeść na stole.
Traktujemy muła czule,
ale jak tu jeść na mule?
Czy postawię coś czy nie,
to muł zaraz mi to zje.

Wzięłam zupę więc. W termosie.
Zupę mi wyjadły łosie.


19.09.2020

Widziałam dzisiaj wronę,
co pióra ma zielone,
a sąsiad mówił mi we wtorek,
że widział, jak lata szczypiorek.

I nie mogłam nikogo przekonać,
że to była zielona wrona.
Mówili, że to przypadek
i że łazi różowy niedźwiadek.

Przez to zielona wrona
też była rozdrażniona.
I odtąd lata sobie
i wszystkich dziobie.

Ten podziobany robi się blady,
bo ma zielone ślady.
A wrona? Już czarna prawie.
Bo wytarzała się w trawie.

18.09.2020

Noszę na plecaku ćmę,
bo ćma zwiedzać wszystko chce.
Raz czekała tuż przy kasie:
może bilet kupić da się?
Ćma to motyl, a motyle
rzadko mogą kupić bilet.
Więc ja noszę wszędzie ćmę
i ćma zwiedza (a ja nie).
Chce ćma iść, gdzie ktoś poleca,
więc wskakuje mi na plecak.
Od soboty aż po piątek,
Zewsząd pełno ma pamiątek:
tu przypinka, a tam plakat -
i to wkłada do plecaka.
Czy pomoże nieść? A figa!
Ona zbiera, a ja dźwigam.
Mówi każdy, kto się zna,
że jest przecież lekka ćma.
Ja też miałam tę nadzieję,
ćma jest lekka. Plecak nie jest.
Twierdzi ćma, że jest cudownie.
Zwiedza. A ja mam siłownię.

17.09.2020

Znalazłam słonie
w makaronie.
Zwyczajnie: stało na stole danie
i słonie się rzuciły na nie.
I chociaż nikt nie dowierza,
wpadły mi do talerza.
Jeden się przykrył po czubek głowy,
a drugi do połowy,
ale tylko dlatego,
że wpadł na tego pierwszego
i miał pod sobą słonia kawał,
i dlatego wystawał.
Ktoś zapyta: czy słonie w makaronie zmieniają smak?
Tak.
Przyznam się na stronie,
zmieniają smak nie słonie,
tylko samo danie,
chyba że słoń w nim siedzieć przestanie.
Ale słoń zwykle nie zamierza
opuszczać talerza.
I takie to mam obiady.
Nie ma na to rady.


16.09.2020

Opowiedział mi przyjaciel,
że, niestety,
wytarzały się w brokacie
krety.

I on aż klasnął w dłonie,
bo się zdziwił nieco.
Myślał, że to gryzonie*,
które świecą.

Na początku stwierdził, że to chomiki
(ewentualnie jeże).
Na wieść, że krety, wydał okrzyk dziki:
NIE WIERZĘ!

Biegał za nimi z wiaderkiem i szamponem
przez dzień cały,
a krety były zachwycone,
bo się błyszczały.

Gdy brokat kretom odpadł z futerek,
bo przeszły je ciarki.
Przyjaciel ustawił te krety w szereg
i dał im latarki.

Kto myśli, że to świetlik, ten się nabierze,
bo to z latarką inne zwierzę.

------------------
*krety nie są gryzoniami, żeby nie było.



15.09.2020
Zrobiłam rysunek słonia na ścianie.
I tym rysunkiem zrobiłam też zamieszanie.
Wybuchła dość szybko afera.
Przybiegła mama i zaczęła rysunek pocierać
szmatką, szczotką, gąbką i wszystkim, co jej wpadło w dłoń.
A wtedy pojawił się prawdziwy słoń,
normalnie jak w bajce dżinn.
I zrobił jedną ze śmiesznych min.

I powiedział, że to niesłychane,
żeby tak zabazgrać ścianę.
Bo mój rysunek - i tu kolejna słonia mina -
mało słonia przypomina.
Uszy ma nieuszaste, trąbę nie tego rozmiaru
i w ogóle z taką trąbą to słoń by dostał kataru,
ogon ma wprawdzie z tyłu, lecz taki jak u lisa
i to, że jest to ogon, słoń poznał po podpisach.
I, co tu kryć,
kazał mi ścianę myć.

A później przyszedł inny słoń na koniec
i pomalował mi całą ścianę w słonie.


14.09.2020
Jeżeli masz słonia na dywanie,
albo nie masz, ale go tam zastaniesz,
to zaraz usłyszysz od mamy,
że na dywanie będą plamy,
że słoń na pewno wcześniej chodził po kałuży,
że słoń tego nie odkurzy,
że dywan nie służy do deptania przez słonie
i że - o, nie!

I mama bez wahania
z dywanu słonia przegania.
A później sprawdza (historia prawdziwa!)
cenę kursu "Słonie a dywan".

A przecież dla słonia-nieboraczka
wystarczyłaby wycieraczka.

Wymyśliłam, że skoro ten dywan taki drogi,
to położę coś słoniowi pod nogi
i niech sobie wtedy goni,
a mama nic nie powie o nim.

Mamę czeka teraz niespodzianka.
Słoń sobie biega w pokoju. Po firankach.

13.09.2020

Dżdżownice doskonale
wiedzą, co to jest balet,
ale nie chce im się wychodzić z domu,
żeby tańczyć na czubkach ogonów
i to jeszcze jakieś jezioro łabędzie,
w którym woda pewnie jest wszędzie.

Dżdżownice zamiast do baletek wchodzą do kaloszy
i nie lubią oklasków, bo to je płoszy,
i nie lubią pytać o role (które są czyje)
i nie lubią, gdy im światło świeci w ryjek.

Na balet przychodzą i siedzą pod fotelami,
ale nie widzą ich zwykle ludzie (chyba że czasami),
a po balecie idą robić to, co normalnie robią dżdżownice.
I takie mają tajemnice.

12.09.2020
Jeden dzik z sił wszystkich kwikał,
by być głośniej od słowika,
bo słowika każdy chwalił,
a znów dzika to nie znali.
Ludzie są niesprawiedliwi,
lecz dzik wciąż się temu dziwił.
Postanowił śpiewać pieśń,
żeby słowik uciekł gdzieś:
przecież gdyby słowik znikł,
świetny byłby dzika kwik.
Dzik z muzyką poczuł więzi,
lecz gdy siedział na gałęzi,
gałąź go nie utrzymała,
dzik, spadając, zrobił hałas,
no i taka to muzyka
dzika.


11.09.2020

Mam lusterko
z usterką.
Jak ktoś się w nim przegląda
(od myszy do wielbłąda)
to nieważne, jaki ma wyraz twarzy -
lusterko tego i tak nie zauważy
i będzie pokazywać (przez godzinę aż)
uśmiechniętą twarz.

Lusterko ma taką dziwną cechę,
że każdy od niego odchodzi z uśmiechem,
nawet jeśli chciał tylko poprawić fryzurę,
bo to lusterko nie jest ponure.

A wszyscy, kiedy tylko widzicie
uśmiechnięte odbicie,
to pokazujecie to mamie i tacie
i cały dzień się uśmiechacie.

Niech takie lusterko każdy ma w kieszeni,
a dużo się wtedy zmieni.


10.09.2020

Pewien stwór
założył chór.
Zebrał stwory: małe, duże
i im kazał śpiewać w chórze.

Ludzie, co to jest za chór!
Świetny do płoszenia kur,
aż lawina schodzi z gór,
aż się w proch rozpada mur.

Wszędzie dziś wywoła burzę
stwór, co śpiewa sobie w chórze,
zamiast robić to, co stwory -
stwór jest do śpiewania skory.

Śpiewa wszystko, w moll i w dur,
bo to bardzo zdolny stwór.

Siedzi stwór i do tej pory
uczy śpiewać wszystkie stwory.
Do szkół płynie i do biur
pieśń, co ją zaśpiewał stwór.

Śpiewać też ze stworem chcę.
On zna nuty. A ja nie.

Wszyscy mówią, że mój śpiew
wszystkie liście strąca z drzew,
że w tym śpiewie pełno dziur
i że lepiej śpiewa stwór.

Stwór się na śpiewaniu zna,
więc ja idę stworzyć. Pa.

9.09.2020

Siedział żuk w bibliotece,
poznał litery A, B, C,
a potem je wyszukiwał na każdej stronie,
a jeśli gdzieś ich nie było, to wołał: - O, nie!
Ta książka wyrzuciła litery niektóre,
więc nie nadaje się na lekturę!

Aż pożyczył zeszyt, no i w tym zeszycie
pisał tylko A B C, więc sami widzicie,
że uważał litery te za znakomite
i tylko je chciał pisać - zeszyt za zeszytem.

Żuki ponadchodziły z każdego zakątka.
Patrzą, a tu A B C jest w zeszytach w rządkach.
I zaczęły to czytać po trzy razy nawet
i wołały do żuka: - Jakie to ciekawe!

Ja też czasem wpisuję A B C do bajek,
lecz ta bajka dla żuków to się nie nadaje.


8.09.2020

Kto zgadnąć próbował,
co rysuje sowa?

Co rysuje sowa,
gdy się z kredką chowa?

Bierze kredkę w szpony -
rysunek skończony.

W dziupli i na korze,
i gdzie tylko może.

Lepiej niż malarze.
Ale nie pokaże.

Rysuje coś sowa,
albo pisze słowa.

Kartka kolorowa,
bo rysuje sowa.

Prace są udane:
czy to miś, czy dzbanek?

Sowa w twórczym szale.
JUż rysuje dalej

Wciąż rysunek nowy,
a na każdym sowy.


7.09.2020

Jeden wół
sweter spruł,
bo miał skarpet kilka par,
a uważał, że jest skwar.

Miał wół sweter, chodził w nim,
ale nigdy podczas zim,
bowiem w zimie, skoro mógł,
nie wychodził wół za próg.
A dlaczego? Wół mi rzekł:
- Bo nie lubię, gdy jest śnieg.

Zrobił zatem wół, jak chciał.
Nie ma swetra (chociaż miał),
a gdy przyjdzie wkrótce ziąb,
wół wyszczerzy na mnie ząb,
wykorzysta swoją moc,
żeby wpełznąć pod mój koc.


6.09.2020

Jeden wieloryb wielki
marzył o karierze modelki.
A miał do tego powody,
bo co dzień pod lustrem wody
ćwiczył różne pozy,
nie budząc w nikim grozy.

Projektant, wołając "Ja się nie boję!"
szył wielorybowi stroje,
ale była sprawa taka,
że każdy strój przemakał.
I pod wodą wiele razy
odwoływano pokazy,
bo mokre ubrania
były nie do wytrzymania.
Tu się kurczyły, tam puszczały szwy,
więc wieloryb robił się zły.

Poza tym był taki szczegół,
że wieloryb wolno chodził po wybiegu.
Od tej pory, chociaż wielorybom nikt nie zabrania,
rzadko noszą ubrania.
Oficjalnie
nie podobają im się przymierzalnie.
Dopiero niedawno powiedział mi znawca,
że każdy wieloryb ma swojego krawca.


5.09.2020
Jedna czapla - może ją znacie,
zawsze ryby macza w herbacie.
Każdy posiłek w herbacie moczy,
brat mówi, że to zwyczaj uroczy
i pasujący do bajek.
A mnie się tak nie wydaje.
Ryby dla czapli jak herbatniki,
macza kęs każdy - co za wybryki!
Mogłaby maczać sobie w kałużach.
Ryby w herbacie? Mnie to oburza.
Ryby w herbacie? Mnie to zniesmacza.
Bo ciągle w mojej herbacie macza.

4.09.2020

Wygrzewał się słoń na słońcu, aż się opalił w końcu. I wszyscy mówili, że taki opalony
wygląda jak wrony.

I narzekał słoń: jejku,
mogłem użyć olejku,
ale nie użył,
więc miał problem duży.

Problem wielkości słonia
od głowy do podogonia.

Zmienia się pora roku,
ze słońcem będzie już spokój,
wróci słoniowi barwa zwykła,
najwyżej w błocie się utytła,
a wtedy łatwo go wyszorować.
A w lecie opali się od nowa.


3.09.2020

Zapytał mnie hipopotam tutaj,
bo mnie przypadkiem spotkał,
jak smakuje minuta:
czy jest gorzka czy słodka.

Czy da się ją jeść powoli,
czy grymas wywoła na twarzy,
czy trzeba ją dosolić
i czy może poparzyć.

Czy jest trochę przeżuta,
czy jest ugotowana,
jak smakuje minuta,
pyta wszystkich od rana.

Czy smak to minuty istota
i czy przyprawy jej służą?
Nieważne, rzekł hipopotam.
Ważne, by było dużo.


2.09.2020

Dziwna historia, kosmiczna taka:
odkryto planetę w kształcie buraka.
Co w tym najbardziej jest niezwykłe?
Chcą ją przerobić na ćwikłę.

I tylko słychać rakiet warkot,
i każdy lata w kosmos z tarką,
i tylko gwiazda mało która
nie mówi: "ale burak".

Planeta krąży po orbicie,
wygląda przy tym znakomicie,
ma korzeń oraz, oczywiście,
liście.
Każdy chce tam postawić stopę,
każdy celuje teleskopem,
i każdy chce - najczęściej w piątki -
wyrwać buraka z grządki.

A morał z tego o planecie
na pewno sami zrozumiecie.
Jesteś człowiekiem czy amebą -
warto czasami spojrzeć w niebo.


1.09.2020

Pewnego dnia słonie - wielkie draby,
z których każdy wygląda, jakby jeszcze opuchł,
zaczęły przebierać się za żaby
i to nie za takie wielkości ropuch,
tylko raczej takie jak rzekotki,
bo chciały o sobie usłyszeć "jaki ten słoń słodki".

Tylko kiedy takie przebrane słonie
siedziały w gałęziach (w drzewa koronie),
to ciężko im się było trzymać kory,
a spadający słoń - to problem spory.
Zwłaszcza - i tu nie trzeba specjalnych badań -
z punktu widzenia tego, na kogo słoń spada.
Jest wtedy trochę niebezpiecznie,
bo rzekotka chwyta się łapkami, a słoń niekoniecznie.

I dlatego pod drzewami wolę
chodzić sobie zawsze z parasolem
i to rozłożonym, bo tak się obronię,
kiedy na mnie z drzewa spadną jakieś słonie.


31.08.2020
Zaprosiły mnie piranie
na bieganie.
Przez kąsanie.
To znaczy: ja biegłam przez drogę całą
i coś mnie podgryzało.
I chociaż to była ścieżka, a nie rzeka,
musiałam uciekać.
Było przy tym wiele przygód:
najpierw przekroczyłam metę jakiegoś wyścigu,
później przebiegłam część trasy w maratonie,
później dla towarzystwa biegły ze mną słonie,
później leciałam tak szybko jak z dachu cegła,
a później dostałam mandat, bo za szybko biegłam.
I tak biegam, ale to się nie zmieni,
dopóki mam piranie w kieszeni.

30.08.2020
Zasadził pewien lew
trzysta dwadzieścia drzew.
Chociaż uważał, że nie da rady, bo jest słaby,
sadził na przykład baobaby
i wzdłuż swojej codziennej trasy
stworzył lasy.
Wszyscy wytrzeszczali oczy na to,
że lew chodzi z łopatą
ale nie było skarg,
że gdzie nie przejdzie, tam powstaje park.
Wszyscy się cieszyli z działalności lwa,
a lew znów posadził drzewa dwa.
A później cztery w jednej linii,
żeby mieć jeszcze lepszy wynik.
I co chwilę ten wynik zmienia,
bo potrzebuje cienia.


29.08.2020
Znam takiego robaka, który lubi wiatr w czułkach
i najchętniej by sobie poprzyczepiał gdzieś kółka,
i tak by się rozpędził, tak by wiatru nałapał,
i by jechał, i miałby wiatr, i uśmiech, i zapał,
i tak jechałby szybciej, i nabierał prędkości,
wszyscy by się dziwili: nic robaka nie złości?
Nic robaka nie męczy? Nic robaka nie szarpie?
Robak jedzie z radością na swych kółkach po skarpie.
Nagle zsiada z tych kółek, woła głośno: GOTOWE!
I wymyśla robakom hulajnogę i rower.
Odtąd wszystkie robaki są tak szybkie jak zając
i nie chodzą na nóżkach, tylko wciąż się ścigają.


28.08.2020

Tu leżały ananasy,
ale przyszły osy w pasy
i naprawdę, przez dzień cały
ananasy gdzieś turlały.

Odturlały ananasy.
Co za osy, co za czasy!
Gdzie prowadzi os tych trasa?
Chcę odzyskać ananasa!

Wrzeszczę na te osy basem:
- Wracać z moim ananasem!
To nadaje się do prasy!
Gdzie są moje ananasy?

Idzie osa. Do mnie. Bliżej.
Łapkę z soku sobie liże.
I mi mówi: - Ananasy
nam potrzebne na zapasy.

Wszystkie osy od tej pory
robią sobie już przetwory.
A z radości każda hasa,
że ma dżemy z ananasa.

Nie zjem ananasa osom.
Może zacznę dziobać proso?
Tylko wtedy problem duży,
bowiem kura się oburzy...


27.08.2020

Siedzi wrona raz na krze
krę tę wrona piórem trze,
nieruchomy obraz trwa.
Nagle wrona mówi: kra.

Siedzi wrona raz na krze,
siedzi wrona i się drze.
Drze się wrona przez pół dnia.
Brzmi to tak: kra, kra i KRA.

Siedzi wrona raz na krze,
kracze wrona, bo tak chce,
trochę dziwna taka gra:
siedzi wrona, mówiąc: KRA.

Babcia wrony (i pra-pra)
też siedziała, mówiąc: kra.
Bo po prostu coś o krze
każda wrona przecież wie.

Nagle - co to? Cicho, sza!
Słychać szmery. Czy to kra?
Kra! To kra! Co mówi ona?
A kra sobie mruczy: WRONA.


26.08.2020
Wczoraj parę razy
odwiedziły mnie płazy
mówiąc różne wyrazy.
Historia to niezwykła,
bo mówiły na przykład,
nie że mur, kum albo chrum,
nie że łup, chrzęst, skrzek, plum,
ani nawet nie słowa, które ciągle są w mediach,
tylko takie, jakie zna encyklopedia.
Mówiły: mikrobiologia albo utyskiwanie,
mówiły: rękodzielnictwo, futerał, badacz i nanieś
i wymieniały wyrazy bez przerwy tam i z powrotem,
a potem się zanosiły ochrypłym płazim rechotem.
Bo w płazim języku - jeżeli trzeba wyjaśnić to (komu?)
są słowa takie jak skok, sus, ewentualnie też sto much.
Ale jeśli śmiejecie się z tych wyrazów płazich,
a płaz to zauważy - na pewno się obrazi.


25.08.2020

Przedwczoraj zimorodek
przyczepił sobie brodę
i fruwał w owczej wełnie
zmieniony zupełnie.

Czy to poezja, czy proza
mówili o nim: O, koza!
W zasadzie nie ma uwag,
tylko - dlaczego fruwa?
A nie upływa mu ranek bez przebieranek.

Brał zimorodek brodę,
bo mu powiało chłodem,
a nad rzeką i stawem
będzie zimno niebawem.

Rzekli zimorodkowi:
- Z brodą się łatwiej łowi!
Ryby się łapią jak w sieć,
bo też brodę chcą mieć.

I dzisiaj już głosi plotka,
widziano zimorodka,
jak w pobliżu wody
dorabia rybom brody.


24.08.2020

Ostatnio dwa jelenie
wykopywały korzenie,
obgryzały, a potem znów
przyczepiały je sobie do głów,
żeby ze wszystkich stworzeń
mieć najładniejsze poroże.
W efekcie po godzinie z takimi działaniami
wyglądały jak drzewa, tylko do góry nogami.
I gdyby je zobaczył w tej chwili każdy z was,
to pomyślałby sobie, że oto idzie las.
Idą sobie jelenie, dumnie prężą korzenie,
i ja je nawet cenię.
Tylko że małe krety nie są piękną ozdobą,
a jelenie w korzeniach noszą krety nad sobą.
Mogły krety wytrzepać, mogły krety odłożyć,
mogły liście przyczepić dla ozdoby poroży,
ale - powiem w sekrecie - to kret na pomysł wpadł,
że może z takiego poroża zobaczyć wielki świat.
I nagle dzięki jeleniom wręcz w ptaka się zamienił,
i sobie świat ogląda z wysokości jeleni.
Chyba że jeleń trawę akurat nosem bada,
to kret ląduje na trawie (ale się cieszy nadal,
bo że sobie pojeździł - oczywiście docenia,
a na trawie czeka na kolejnego jelenia.

23.08.2020

Na słupach, w witrynach sklepów, na latarniach, a poza tym
we wszystkich innych miejscach wieszają dziki plakaty,
a na tych plakatach jest napis - i to nie żadne wybryki -
jest napis, który głosi: UWAGA! UWAGA! DZIKI!

I niesie się wieść z ust do uszu, i płynie wiadomość jak plotka,
że jeśli dzik idzie ulicą, to ktoś go w końcu spotka.
I każdy się zastanawia, bo plakat widać z daleka,
czy jeśli dzika się widzi, to się po prostu ucieka,
czy może dzik bardzo gryzie, czy może dzik za kimś gania,
czy może dzik byłby groźny lub nie do wytrzymania.
Aż wszystkich wątpliwości nie wytrzymał dziennikarz
i bardzo się zezłościł, i poszedł zapytać dzika,
o co właściwie chodzi z tym hasłem na plakacie
i usłyszał odpowiedź, za chwilę ją poznacie.
Dziki się boją czegoś, co nie jest wcale rzadkie,
a mianowicie tego, że ktoś je nadepnie przypadkiem.
I plakaty nie po to, by mieć przerażenie na twarzach,
tylko - że jak dzik idzie, to niech się go zauważa.


22.08.2020

Czy to kolacje, czy śniadania,
czy to tygrysy, czy to wrony,
powodów mam do narzekania po prostu miliony.
Czy to ogródek, czy spiżarnia,
czy to szczyt góry, czy też rzeka,
chęć narzekania mnie ogarnia,
więc sobie narzekam:

że słońce nie zmienia koloru na zielony,
że mrówka nie waży tony,
że pisaki przebijają przez papier,
że nie widać wielbłądów na mapie,
że zegarek źle znosi pranie,
że mi w wannie sypiają piranie,
że niedźwiedzie oszukują w chowanego
i że przestać mam narzekać. A dlaczego?

21.08.2020

Ktoś mi rozwalił fotel biurowy,
dyrektor mówi, że jakieś krowy,
że przyszły krowy sobie z pastwiska,
i jedna krowa w fotel się wciska,
a druga krowa - rzecz niesłychana -
tej pierwszej włazi wnet na kolana.
A trzecia krowa na te dwie skacze.
Czwarta też sama nie stoi raczej,
a piąta krowa - hop na te cztery.
Szósta nie lepsze ma też maniery.
A siódma krowa włazi na fotel,
a ósma wrzeszczy: "Ja mam robotę"
i na nie skacze (też bez pozwoleń).
Wtedy coś mówi krowa na dole,
chyba, że fotel trzeszczy w szwach.
I nagle krowy zrobiły trach.

Mam nowy fotel, lecz tym fotelem
z nikim się teraz już nie podzielę.
O nie! Dyrektor mi na nim siada!
A za nim biegną słoni dwa stada.
Albo im oddam krzesełka swoje,
albo przy pracy dzisiaj postoję.



20.08.2020

Prawie się skończyło bójką,
gdy do kumpli przyszedł trójkąt,
bo strasznie - jak nos - zadzierał jeden kąt
i to był chyba błąd.

Bo ten jeden trójkąt był strasznie ponury.
Inne się bawiły w układanie każdej figury,
a ten się trzymał z boku i wszystkim - to szok -
powtarzał "Pocałujcie mnie w bok".

Powiedział do ekierki, która była jego przyjaciółką,
że cyrkle są nudne, bo robią to samo w kółko,
a linijka, nawet jeśli jest twarda jak kamień,
to w końcu się złamie.
Kiedy mówił, przybierał ton srogi,
nie chciał się z nikim bawić w "policzymy rogi",
i zawsze odwracał się w przeciwne strony.
Trudno jest być trójkątem. Zwłaszcza obrażonym.


19.08.2020

Jedna mrówka na końcu świata
jest piegowata.
Ale - ironia losu -
wie o tym niewiele osób,
Bo ta mrówka, nawet jeśli ją znasz,
zasłania zwykle twarz.
Najczęściej słomką albo liściem,
czy ziarnkiem piasku oczywiście,
albo patrzy pod łapki, bo ziemia jest krzywa,
i wtedy też się ukrywa.

Takich piegów nie namalowałby żaden artysta,
mrówka o nich do mnie pisze w listach,
i bardzo się cieszy, że ma je na twarzy,
nawet jeżeli nikt nie zauważy.
Dla tej mrówki piegi to ozdoba,
bo to bardzo ładne - piegowaty robak.

A jeśli ktoś by powiedział "piegów nie lubię",
to mrówka go uskubie.


18.08.2020
Łzy wycieram dziś chusteczką.
Ktoś mi wyjadł ptasie mleczko.
Nie zostawił ni kawałka,
no to każdy z was by załkał.

Tu w pudełku, aż do wieczka,
było mleczko - nie ma mleczka,
Z tyłu mruczą mi zwierzęta:
- Zjadła je, a nie pamięta!

Gdybym zjadła tyle mleczka,
wyglądałabym jak beczka!
Wiem, logika to zawiła,
lecz zjeść mleczka nie zdążyłam.

Szukam mleczka. Szukam nadal.
Nagle słoń mi podpowiada,
że wyjaśnić wszystko da się,
tym, że mleczko było ptasie.

Pytam czapli i bociana,
kormorana, pelikana,
wróbla, szpaka i gołębia,
lecz odpowiedź mnie przygnębia:
nikt nie wiedział o zapasie,
że mam w domu mleczko (ptasie).

Nie szukałam dalej wcale,
kiedy słoń oblizał palec.
A przynajmniej wiem już, przed kim
muszę schować galaretki.


17.08.2020
Kąpały się dwa pelikany,
robiąc bardzo dużo piany.
Mama aż pogroziła im palcem,
bo wyglądały, jakby były w pralce.
Używały szamponu, używały mydła,
gąbką czyściły dzioby, ogony i skrzydła,
cały staw zalały mydłem i szamponem,
i calutkie przez to pływały spienione.
W końcu się sąsiad ośmielił,
zawołał, że dość tej kąpieli,
bo chociaż pelikany mają sporo ubawu,
inni by też chcieli wleźć do stawu.
I niech się kąpią lepiej w wannie albo pod prysznicem.
I wtedy pelikany zdradziły mu tajemnicę,
choć był z sąsiada straszny gbur.
Rzekły, że kąpią się nie dla piór
i nie dla higieny robią w stawie rezerwację,
tylko myją sobie ryby na codzienne kolacje.


16.08.2020

Kiedyś dwie muszki
ćwiczyły brzuszki.
Wychodziło im to cudownie,
chociaż nie fruwały na siłownię,
ćwiczyły - od brzuszka do brzuszka -
w domu, na gruszkach.
Mama, widząc, że są całe zgięte,
zaparzyła im miętę,
bo myślała, że coś z muszkami nie tak
(na przykład - zła dieta).

Później jednak - nie do wiary -
muszki zaczęły podnosić ciężary.
Najpierw to były zwykłe wygłupy,
a potem zaczęły przynosić mamie zakupy,
potem posprzątały wszystkie kąty,
a potem zaczęły robić remonty.

I teraz - domyślicie się sami -
nikt się nie kłóci z muszkami.


15.08.2020
Na mojej liście
mam przedziwne liście.
Dwa z drzewa słoniowego.
Trzy - nie wiadomo dlaczego.
Cztery liście ozdobione kredkami,
pięć liści nadrukowanych na aksamit.
Sześć liści, które wiatr wywiał za budynek,
siedem liści z kolekcji moich morskich świnek,
osiem liści udających płatki śniegu,
dziewięć liści pożyczonych od kolegów,
dziesięć liści, które znają tabliczkę mnożenia,
jedenaście liści, które jesień bardzo zmienia,
dwanaście liści znalezionych w gąszczach,
trzynaście liści ze śladami chrabąszcza.
Zrobiłam tę listę we wtorek
i wiem, że kiedyś takie liście zbiorę.


14.08.2020

Wylał sąsiad miętę
wprost na klawisz enter
i przez to nie mógł dłużej
pisać na klawiaturze.
Miałby zgrabniejsze dłonie,
gdyby on nie był słoniem, a tak mógł tylko mieć nadzieję,
że mu się nie wyleje.

I fakt, ma palce grube,
więc kiedy szturchnął kubek,
to wiedział już, że brak komputera
doskwiera.

I żeby uciszyć niepokój,
wziął sobie dwie kartki z bloku,
narysował monitor i klawiaturę
(i klawisze niektóre)
i z kubkiem mięty w upale
pracował sobie dalej.


13.08.2020

To wygląda ciekawie:
siedzi ważka na trawie
i ma uśmiech na twarzy,
na źdźble ważka się waży.

Ważce wiatr nie pomaga.
Trudna jest równowaga,
pełno obok na krzaku
pozrzucanych robaków.

Wszędzie wielki bałagan,
a u ważki powaga,
wiatr nie zdmuchnie owada:
ważka trzyma się nadal.

Ważka już spoważniała,
bo przeleci jak strzała,
aż wyprzedzi lotniarzy,
kiedy wreszcie się zważy.

Ważka weszła na gałąź,
a tu wiać już przestało.
Waży - już bez wymówki -
ile żuk i trzy mrówki.


12.08.2020

Piszczyaria mrówczarna. Gościnsekty w fotrelach
tupiekto, tam czułaplauz, mrówzyka.
Ul-opera w przystrzeniu, robarole - os dziela
receryją po w kornikronikach.

Czarsłuchacze pomruwki, udźwiękowi basbatut,
nutogłaszczką muchate pogramie
miodouszy dryngżądła nekta soktaw brzęd w światu,
melodzyka skrzyfrunie w pszczelamięć.

Skrzydłodech trzmielopłuca, cieniotenor skrzeżywa,
sikoniki chórnogie do wtóra
robopera dybzygent - dronkwidownia szczęśpiwa,
z motyląta słych grzminie bąknura.

Ktoch próbzyczy ponuceń, tamć mi fruf za gąstyle
idąszła przepiosen do chrządrąka.
Ćmika stuchać po ćmichu, darczy wyniknąć bilet.
Konświerszczcerty cociągle na łąkach.


11.08.2020

Pasikonik rzekł raz mi, że
skoczy sobie jak najwyżej.
W sumie może trochę szkoda,
bo ja szybko szłam po schodach,
lecz to trwało jednak dłużej:
pasikonik był na górze
i nie chciało mu się czekać
na mnie (czyli na człowieka),
rzekł, że wielką nudę czuł
zanim zaczął skakać w dół.

Zbiegam za nim - nagle stop.
Pasikonik w górę - hop.
Nie zaczekał ani ani.
Więc ja znowu w górę, za nim.
Lecz na górze znów go nie ma,
bo powtórzył ten sam schemat,
że nim wlazłam - była draka,
bo on już znów na dół skakał.

Ciągle tak - wyjaśnić wolę:
ja na górze, on na dole,
on na dole, ja na górze,
w końcu wysapałam mu, że
nie mam chyba więcej sił.
Pasikonik w drodze był.
Zrobił - choć się trochę wzbraniał -
urządzenie do skakania.
Wziął sprężyny, wziął spinacze
i mnie uczy, jak się skacze.


10.08.2020

Przed chwilą jedna pszczoła
wynalazła dwa koła,
pierwsze do roweru, a drugie do młyna.
I już się cieszyć zaczyna,
że taka zdolna, że taka pracowita,
że każdy o niej w podręcznikach przeczyta.

Lecz wszyscy mówili pszczole,
że ma się postukać po czole,
że to się nie przyda nikomu,
że w niczym nie może to pomóc,
że jak się zajmuje nektarem,
to trudno znaleźć chwil parę,
żeby przymrużyć oczy.
A co dopiero - by toczyć.

I gdy kolejny raz ktoś tak zawołał,
koła porzuciła pszczoła.
Koła znalazł gdzieś człowiek i powiedział kolegom,
że to jego.
A mógł się sukcesem podzielić na pół
i uznać wynalazek pszczół.
Wyjaśniać więc próżny trud,
że pszczoły robią nie tylko miód...


9.08.2020

Pewien wilk uczył foki i dziki
matematyki.
I jeśli ktoś nie umiał rachunków,
to zaraz wołał: - Ratunku!,
bo wilk go gryzł choćby i pół dnia,
wołając: - Pamiętaj, że sześć to trzy razy dwa!
I zamieniał tabliczkę mnożenia
na tabliczkę gryzienia
od niechcenia. Wieść o tym niosła się na wszystkie strony,
bo przybywało pogryzionych.
Może nie było to przyjemnie, ale skuteczne bardziej niż wykład
i większość zwierząt szybko przywykła
do tego, że wilk liczy
lepiej niż każdy leśniczy.
Chyba że leśniczego liczyć uczą zwierzęta,
wtedy wszystko pamięta.

Wilk chętnie rozwiązuje różne zadania
i nadgryza każdego, kto się przed tym wzbrania.
Dostał nawet puchar (taki patyk)
z napisem "NAJLEPSZY MATEMATYK".
Liczy ten wilk przez cały czas,
a nauka z wilkiem biega w las.


8.08.2020

Powiedział mi jeden podróżnik w środę,
że gady się zawsze przepuszcza przodem.
Człowiek przejść może cały świat,
ale gdy za nim idzie gad,
to nawet jeśli to kolega,
to ten człowiek nagle biega
i, mówiąc szczerze,
ma po spacerze.

Kiedy człowiek idzie przed gadem,
uważa, że może być obiadem,
na talerz by się kładł,
jeśli jest za nim gad.
A dla niektórych jest problemem
tak czuć się jak kanapka z dżemem.
Cień krokodyla
tego też nie umila.
Jak ktoś nie zauważy krokodylego ogona,
będzie mieć ślady zębów na ramionach.
A jeśli nie zauważy nadal,
to wpadnie w paszczę gada.
Może to dziwne, lecz ja wiem:
tak samo idzie się przed lwem.


7.08.2020
W pewnym stawie zaczęła się zabawa.
I żaba, którą wcześniej strzykało w stawach,
zaprezentowała taki taniec,
w którym najważniejsze było chlupanie.
Kumkała kum kum, skrzeczała skrzek skrzek,
a woda się wylewała na brzeg.
Staw się zrobił suchy jak pustynia,
wszyscy patrzyli, co żaba wyczynia,
niektórzy wołali "żabo, nie szalej!",
a ona tańczyła dalej.
Wołając kum kum i skrzek skrzek,
wylewała wodę z rzek.
A potem jeszcze z oceanu.
Aż ktoś jej powiedział: Żabo, ty się zastanów,
jeżeli woda zniknie wszędzie,
to jak zatańczysz "Jezioro łabędzie"?
I żaba aż do ranka
nosiła nad staw wodę w szklankach.
Nie szła do żadnych żabich spraw,
aż wypełniła cały staw.


6.08.2020

Na lampie siedzi lama
i mówi, że to hamak,
jak to zobaczy mama,
to będzie zła.

Przestrogi naszej mamy
wciąż z lamą powtarzamy,
lecz wszystkie dla nas samych
brzmią tak: tra la la la.

Bawimy się, lecz ciszej,
a lampa się kołysze,
i słowem nie opiszę,
jak brzmi ten huk.

Nie mamy już wahadła,
bo lampa z lamą spadła,
więc myk - pod prześcieradła,
każdy, kto mógł.

Już mama nie pozwoli
dotykać żyrandoli.
Tłumaczy to powoli.
Czy to coś da?

A skąd ten cały dramat?
Jak się tam wspięła lama?
Naprawdę nie wiem sama.
Pytanie dnia.


5.08.2020

Raz bohater literacki
na śniadanie robił placki.
I problem był taki,
że pierwszą porcję zjadły mu świstaki,
robił więc placki dalej, dopóki
drugiej porcji nie zjadły mu borsuki.
Trzecią porcję zamówiły korniki.
Czwartej porcji nie chciał dzielić z nikim,
lecz wyjadły mu ją ptaki kiwi
(które nie latają, więc się zdziwił),
piątą porcję oddał komarowi,
a nad szóstą się przez chwilę zastanowił,
więc mu porwał ją z talerza ślimak.
Siódmej porcji też bohater nie zatrzyma,
bo by musiał biegać za kangurem.
Ósmą porcję zjadły mrówki (lecz niektóre),
a dziewiątą to pochłonął nosorożec.
Zjadłby nawet i dziesiątą, lecz nie może,
bo już przestał robić placki nasz bohater.
Zamiast tego zjadł dwa jabłka i sałatę.


4.08.2020

A ja w domu mam koalę,
który mnie nie słucha wcale,
robi wszystko, co chce mu się,
łazi po eukaliptusie,
czasem mi coś gdzieś rozwali,
czasem dzwoni do koali,
czasem coś rysuje w bloku
i przez chwilę jest z nim spokój,
czasem skubie mi paprotki,
sprawdza sernik (czy jest słodki),
pyta, czy mu żółtko utrę,
kurze ściera swoim futrem,
gra w ping-ponga mandarynką,
chowa buty trzem kuzynkom,
które przyszły do mnie w gości,
za mrówkami rusza w pościg,
liże rynny lub parapet,
miesza uchem klej do tapet,
książki wszystkie mi przekłada,
śpi, a przez sen gada nadal,
chętnie by i przez noc szalał,
gdyby nie spał - ten koala.
Ale lubię mieć koalę,
bo z koalą jest wspaniale.


3.08.2020

Wszedł lew
pod zlew
i ziewa: zieeeeeew.
Nie wiedziałam, co on wyczynia,
więc rozbiłam niektóre naczynia,
czyli mycie
nie wyszło mi znakomicie
w odróżnieniu od okrzyku "łaaaaa"
na widok paszczy lwa.

Bojąc się, że lew mnie podrapie,
zaproponowałam mu miejsce na kanapie,
ale lew powiedział, że pod zlewem mu wygodnie
i siedzi tam trzy tygodnie.
Ogólnie moi goście są szczęśliwi,
ale gdy ktoś próbuje wyrzucić coś do śmieci, to się dziwi,
bo odruchowo zagląda pod zlew,
a tam siedzi lew.
I robi sobie miny lwie,
a że nie każdy o tym wie,
to część gości
bardzo się złości
i, wydając dzikie okrzyki
ucieka aż do Afryki.


2.08.2020

Przyszła żyrafa
do scenografa
i powiedziała mu, że szalenie
potrzebuje na scenie
przedmiotów o odpowiedniej wysokości,
bo jak musi się schylać, to ją złości.

I tłumaczy, że jak się schyla, to wnet
boli ją grzbiet.
I że widzowie wtedy myślą, że się kłania,
a to jest nie do wytrzymania.

I że reflektory przestawia głową,
więc trzeba je ustawiać na nowo.

Scenograf wysłuchał wszystkich wymówek
i powiedział, że to przecież przedstawienie mrówek.
I że wysokie przedmioty to dla mrówek mordęga,
bo żadna nie dosięga.


1.08.2020
Pewne dziki (może ich nie znacie)
przesiadują w antykwariacie
i czytają od wieczora aż do rana,
na dzień cały też czytanie mają w planach,
a kiedy ktoś wejdzie między regały,
a dziki się na to nie przygotowały,
to stawiają bariery i barykady,
żeby przejść nie dał rady
i żeby dzikom sprzed ryjka
nie umknęła żadna historyjka.
Bo najciekawiej jest, kiedy do książek
dzik się przywiąże.
Wtedy nie chce żadnej odkładać na potem
i staje się to kłopotem, bo nie przeczyta wszystkiego naraz,
chociaż się bardzo stara.
I ja na to znam sposób:
trzeba użyć głosu,
opowiedzieć dzikowi książkę, albo książek sześć,
tak, żeby świetnie poznał ich treść,
a kiedy się opowiada (najlepiej powoli),
dzik zasypia i zabrać książkę to pozwoli.
Skąd wiem? Bo czasami
czytam z dzikami.

31.07.2020
Przez to, że słoń był cały w szamponie,
a właściwie w pianie,
nikt nie wiedział, że naprawdę jest słoniem,
więc zrobiło się zamieszanie,
bo wszyscy szukali słonia, który był schowany,
a nikt nie zajrzał pod przykrywkę z piany,
dla niektórych to było w ogóle zjawisko nowe,
że słoń myje głowę.
A słoń z miną artysty
powiedział, że musi być czysty,
bo gdyby był brudny, to by miał koszmary,
że to z brudu jest szary.
Ale od teraz stawia tabliczkę co rano:
UWAGA! SŁOŃ WIECZOREM BĘDZIE SIEDZIAŁ POD PIANĄ!


30.07.2020

Jeden słoń kartkami szeleści,
a potem robi zakładki do powieści.
Jak robi? To prosta zasada:
wybiera materiał i siada.

A kiedy siada słoń (zwłaszcza),
materiał się pod nim spłaszcza.
Każdy na pewnym etapie
będzie cienki jak papier.

Zaznaczyć trzeba tutaj wszak:
nie wszystkie słonie robią tak,
niektóre dają radę
czytać bez zakładek.
Od razu czytają całą książkę, do ostatniej strony,
albo wykorzystują jako zakładki ogony.

Powiem wam w tajemnicy:
słonie to świetni czytelnicy.
Ale tu dodam, żebyście wiedzieli:
nie sięgają do żadnej noweli,
bo mówią, że to stron ma niewiele
i że za krótkie są nowele.

Każdy słoń, który się na czytanie uprze,
wybiera książki najgrubsze.

29.07.2020

Stoi na rogu rudera.
Ruderę robak podpiera,
póki nie cofnie odnóży,
nic się nie zburzy.

Robak się trudzi i trudzi,
przez to marudzi do ludzi.
Rudera stoi jak stała:
przewróci się - zrobi hałas.

Robaka nikt nie podpiera.
Kichnąłby chętnie teraz,
lecz gdyby kichały podpórki,
rudery by szły do rozbiórki.

Robak siekierą chrzęści.
Rozbiera ruderę na części.
A gdy ją wreszcie rozbierze,
odpocznie. Na Riwierze.

Już robak podpórki wybiera,
bo jest na Riwierze rudera.
Robak ruderę podeprze.
A miał tu mieć życie lepsze...


28.07.2020

Owady
często miewają narady.
Na przykład muchy
pytają, gdzie iść na pogaduchy.
A radzą im motyle
(jeżeli się nie mylę).
Gdyby słyszały to pchły,
to już by szły.

Nie mogą pasikoniki
zapraszać na herbatniki,
przynajmniej dopóki
nie odkupią ich żuki.
Dlatego przeważnie mrówki
wolą zwyczajne wędrówki.
Ale już przecież pszczoły
lubią zastawiać stoły
i prawie każdego insekta
zapraszają na nektar.

Pyta owad owada,
kto może tworzyć stada.
Na to wołają ćmy:
"my!".

I myślą gąsienice,
jak odkryć tajemnicę,
a problem mają taki:
co zwykle robią robaki


27.07.2020

Jedna mysz nie znosi czekania,
jedna mysz przed czekaniem się wzbrania,
jedna mysz jest tak niecierpliwa,
że się wszędzie wyrywa.
I mówi, że czekanie
jest dla niej
jak ogromny słoń, który podczas wycieczek
wszędzie się wlecze.
A wyminąć się go nie uda.
I wiadomo, że czekanie to nuda.
Czekanie na tym polega,
że się nigdzie nie biega,
siedzi się, siedzi. I nadal.
Więc mysz za tym nie przepada.
A gdyby czekanie było grą albo zabawą,
taką, że temu, kto czeka, wszyscy biją brawo,
taką, że temu, kto czeka, wszyscy krzyczą "wiwat"
i taką, że się zawsze wygrywa,
to by wszyscy ciągle czekali, zadowoleni.
Ale że czekanie się w grę nie zmieni,
nasza mysz od śniadania
mówi, że nie znosi czekania.


26.07.2020

Jeden kelner pomylił krewetkę
i serwetkę
i podał serwetki jako potrawę,
więc klient-smakosz zdziwił się nawet.
Chociaż potrawa nie była tłusta,
klient krewetką wytarł usta,
co wyglądało na mój wzrok,
jakby krewetkę cmoknął: cmok.
Tak ekstremalne było danie,
że zamiast zrobić zamieszanie
i krzyczeć, że tak być nie może,
klient serwetki kroił nożem
i zjadał, i się nie poparzył,
i jeszcze chwalił trud kucharzy.
W końcu powiedział, że się najadł.
Krewetce dał na imię Maja,
wziął ją na jedną małą tacę
i wyprowadził na spacer.

25.07.2020

Ciekawy jest problem taki:
dokąd zmierzają ślimaki.
Widać je zawsze w trakcie wyprawy
od źdźbła trawy do źdźbła trawy.
I nikt nie ma tyle cierpliwości,
i każdego zawsze to złości,
i nikt nie zapyta, gdzie ślimacze cele.
A czekać, aż dojdzie? To już za wiele.

Raz postanowiłam, że się dowiem.
Ślimak stroszył akurat rogi na głowie,
wprowadzając w życie swoje zamiary.
Poszłam za nim - i nie do wiary:
szliśmy przez wiele ulic,
spotkaliśmy mnóstwo króli,
znaleźliśmy stos śmieci,
widzieliśmy, jak czas leci,
wspinaliśmy się na krawężniki,
poznaliśmy dwa dziki,
zjedliśmy potrawkę z trzech marchewek i sałaty
i cały czas szliśmy wolno. A poza tym
ślimak rysował drogę na mapie.
Aż skończył mu się papier
i zawrócił, i znów szedł przez tydzień.
I dalej nie wiem, dokąd idzie.


24.07.2020

Dziwna to praca, śmieszna to praca,
jest pan, co cały czas się odwraca.
Najpierw gdzieś stoi, woła "tam byłem",
patrzysz, a on się odwraca tyłem.
W efekcie chociaż dobrze go znasz,
to nie wiesz, jaką ma twarz.
Wciąż się odwraca tamten pan, no bo
co najciekawsze - to ma za sobą.
Znów się odwrócił, serio, nie kłamię,
zerknął raz okiem przez jedno ramię,
do odwrócenia już był gotowy,
teraz gdzie nos miał - tam ma tył głowy.
Łatwiej takiemu jest być beczułką,
nie musiałby się odwracać w kółko,
bo taki sam by był z każdej strony.
A tak - się kręci jak nakręcony.
Czasami to jak sztuczka magika,
patrzysz na niego, a on gdzieś znika.
Dlaczego znika? Wyjaśniam wszystko.
Wkręca się wtedy on w kretowisko,
pod ziemię przez to się zgrabnie wsunie
i wnet wychodzi. Gdzieś na biegunie.


23.07.2020

Największy na świecie słoń co godzinę jadł rosół,
bo chciał tak urosnąć, by być widocznym z kosmosu.
Miał mnóstwo dobrych pomysłów, miał wielkie uszy i zapał,
i na najwyższą górę do tego jeszcze się wdrapał.
Założył śmieszną perukę, a trąbę zaplótł w warkoczyk,
i machał jaskrawym kocem - przez to go nikt nie przeoczy.

Na górze słoń wszedł na drzewo sposobem kominiarzy,
żeby mieć pewność przez to, że każdy go zauważy.
Na drzewie powietrza nabrał i jeszcze stanął na palcach,
nikt by już tego słonia przenigdy nie wziął za malca.
Przyczepił sobie latarki, bo nie mógł rozpalić ogniska,
a żeby go było widać, to jeszcze trąbił i błyskał.
Pomysł miał całkiem niezły i to to był dobry sposób,
przynajmniej dla tego słonia - na widoczność z kosmosu.
I gdy słoń na górze na drzewie odstawiał cały teatrzyk
było go widać z kosmosu. Tylko że nikt nie patrzył.

22.07.2020

Jeden stwór miał termofor i z tym termoforem
chodził wszędzie wieczorem.
I ryczał, i mruczał, i parskał: WRRRAAAU!
A termofor go grzał.

Patrzę: Stworze, jesteś czerwony na twarzy,
może termofor cię parzy?
To ja go lepiej zabiorę.

I uciekłam z termoforem.

Położyłam termofor przy kaloryferze,
położyłam się obok i leżę.
Na wygrzewanie się pora.
Ciepło od termofora,
ciepło od kaloryfera,
a jeszcze stwór biegnie teraz.
Widzę go z daleka,
więc uciekam.
Nie czekam, aż mnie łapy od stwora trącą,
ale teraz mi dopiero gorąco.


21.07.2020

Idzie drogą lub przez grzęzawiska
niska miska.
Idzie przez wrzosowiska, robi widowiska
niska miska.
Z daleka patrzysz i z bliska
- dalej to niska miska.
Przystaje, gdy się ją palcem naciska.
A potem znów idzie ta niska miska.
Mija urwiska oraz kretowiska,
i idzie dalej niska miska.
Gdy biegnie, błoto spod jej łapek tryska.
Bo umie biegać ta niska miska.
Ale nie biega, kiedy się błyska,
mądra jest bardzo niska miska.
Nie podchodzi do ogniska i omija wysypiska,
niska miska.
Śladu po misce nie ma w zapiskach,
nikt nie wie, skąd jest ta niska miska.
Czasami trafi gdzieś na boiska,
nie ma ogona i nie ma pyska,
to niska miska.
A niska miska
ta niska miska
to jest przykrywka dla liska.

20.07.2020

Dzik zapytał ogrodnika,
co ogrodnik wie o dzikach.
Ogrodnik powiedział, że wiele:
- że dzikowi się źle trzyma widelec,
- że dzik nie nawleka koralików,
- że dzik nie pływa w brodziku,
- że dzik rzadko puszcza łódki w fontannie,
- że dzik nie ryje nieustannie,
- że dzik nigdy nie gubi ścierki,
- że dzik nie potrafi grać w bierki,
- że dzik rzadko coś wycina,
- że dzik nie wie, gdzie stoi drabina,
- że dzik dziwne rzeczy pisze na komputerze,
- że dzik rzadko zmywa talerze.
Ale to dzikowi nie wystarcza,
więc wziął i zawarczał.
I jeszcze najeżył ciało.
I ogrodnikowi się przypomniało,
że dzik jest najlepszy na całym świecie.
I teraz wy też to wiecie.


19.07.2020

Raz roboty
wpadły w kłopoty.
Jeden wymagał przeróbki,
bo mu się rozruszały śrubki.
Drugi marudził, że ma rdzę
i przez to się drapać chce.
Trzeci nie miał nic do zrobienia,
czwarty się w robaka zamieniał,
w piątym robocie robiła się rysa,
a szósty robot polizał lisa.
Zawołałam do siebie wszystkie roboty,
ale przyjść nie miały ochoty.
Wtedy im powiedziałam, że wszystko naprawię
(no dobra, prawie).
W moim głosie była troska,
więc przybiegły, jak na rozkaz.
Jeden warczał, drugi mruczał, trzeci robił afery,
a wszystkie udawały, że są tylko cztery.
Aż musiałam im wymyślić regulamin.
Ale tak to czasem bywa z robotami.


18.07.2020

A żółw pewien na początku kariery
chciał bez przerwy robić różne numery.
A nauczył się tej sztuczki od prababki:
że brał wszystko, co mu tylko wpadło w łapki:
listek, szklankę, stare grabie albo gumę
i już szybko (jak na żółwia) robił numer.
Numer wyszedł ze wszystkiego, co dotykał.
Uznawali żółwia za matematyka,
każdy chwalił żółwia oraz go doceniał,
a on tylko raz nauczył się liczenia.
Na jedynki poświęcał ścinki.
Dwójki wykonywał z piórek sójki.
Trójki wychodziły mu z czujki.
Czwórki robił z tekturki.
Piątki wycinał z pamiątki.
Szóstki z pozdrowień z Ustki.
Siódemki podczas drzemki.
Ósemki robił z tasiemki.
Dziewiątki - tu się okazywał oszustem,
bo dziewiątki robił po prostu z szóstek.
I tyle. Był wyjątkowy, nie mówcie, że nie.
Bo wiedział, na czym polega liczenie.


17.07.2020

Chodzi sobie rekin po ogródku,
chodzi sobie rekin po cichutku,
chodzi sobie rekin i zrywa
warzywa.
Najbardziej smakują mu cukinie,
cebule schrupał dwie jedynie,
poobgryzał natki od pietruszek
i zjadł jeden seler, wyznać muszę.
A apetyt miał naprawdę spory,
wyjadł szybko większe pomidory,
zjadł kapustę i trochę sałaty
i buraki jeszcze zjadł poza tym,
nikt go za to nie ściga i nie zgani,
bo ten rekin to wegetarianin


16.07.2020

Nie rozumiem sama,
zapytam sąsiada
dlaczego nie wolno głaskać hipopotama,
kiedy deszcz pada.

Mogłabym stać pod parasolem,
żeby deszcz na mnie się nie nalał.
A hipopotam mówi: - Nie pozwolę!
I nie pozwala.

Nie uczą o tym w szkole,
nie mówi o tym mama,
że nie da się pod parasolem
głaskać hipopotama.

Muszę się dowiedzieć, o co chodzi,
w końcu to zbadam.
Czekam od paru godzin,
aż się rozpada.

I oto hipopotam.
W deszczu. Zadowolony.
Głaskam go. Tak jak kota.
To z tej, to z tamtej strony...

I przekonałam się na własnej skórze,
i po kilku wrzaskach,
że kiedy robią się kałuże,
hipopotama się nie głaska.

I teraz, to nie przesada,
sama wiem najlepiej.
Hipopotam, kiedy deszcz pada,
czasami się tak otrzepie...


15.07.2020

Dwa węże co chwilę na nowo
zaczynały grać w grę planszową,
bo gdy się jest wężem, to nie takie proste:

nie wiadomo, jak tu rzucać parą kostek,
nie wiadomo, czym przestawiać pionek,
gdy się ma tylko głowę i ogonek,
a gdy się nie zna zasad, to się nie wie, czy się zwycięża
- trudny jest los grającego węża.

Węże uznały, że grać nie dadzą rady
i wprowadziły własne zasady.
- Możesz chodzić po planszy, albo obok trasy,
- Jak przechodzisz przez start, to zasycz,
- Można chodzić albo leżeć jak pączek,
jeżeli się zaplącze.
Węże tłumaczyły to sobie na migi,
a potem zaczęły się bawić w wyścigi,
bo nie wiedziały, czy
są w ogóle inne gry.


14.07.2020

Uczyło się dziecko krecie
grać na flecie.
Wszyscy w krąg marszczyli ryjki,
kiedy grało melodyjki.
Jeden wujek wlazł na gałąź,
bo mu w uszach tak piszczało
(gałąź miała tę zaletę,
że był tam jedynym kretem).
Mówią krety: grasz wspaniale!
I wręczają mu medale,
każdy coś próbuje dać,
by skończyło krecię grać.
I przynoszą znów prezenty,
mały kret jest wniebowzięty,
i uśmiecha się ku muzom,
bo ktoś przyniósł nawet puzon.
Gra kreciątko na puzonie.
Płoszy wszystkich. Nawet słonie.
Kretów nie ma na polanie.
Wrócą, kiedy grać przestanie.


13.07.2020

Wyobraźcie sobie słonia w słoneczny dzień.
Ten słoń rzuca cień.
A ponieważ w cieniach panuje harmonia,
słoń rzuca cień w kształcie słonia.
I słoń uznał, że to jest najdziwniejszy z cieni,
więc postanowił go zmienić.
Słoniowy cień tkwił w nim jak zadra,
więc słoń uznał, że jego cieniem będzie kwadrat.
Najpierw zgiął trąbę wpół,
choć się z tym dziwnie czuł,
potem w przeciwną stronę
podwinął ogonek,
potem postawił cztery nogi blisko siebie
(i przez to nie mógł się nigdzie przebiec),
potem, co ćwiczył czasami,
złożył uszy dzięki origami.
Potem sprawdził, czy wszędzie ma kąt prosty
(o mało przez to nie wpadł w osty),
a na koniec sprawdził, czy ma cztery równe boki,
czyli czy jest tak samo długi jak wysoki.
I nawet dostał za to brawa,
że nigdzie nie wystawał.
Udało mu się wszystko, zatem
jego cień był kwadratem.
A potem było to już bez znaczenia:
słońce zaszło i słoń nie rzucał już cienia.


12.07.2020

Świeciło żółte słońce na żółte banany.
I przyszedł słoń, żółtym pyłkiem posypany.
Powiedział, że leżał właśnie w żółtym hamaku,
ale zerwał się na widok żółtych robaków,
które rzucały wielkie szare cienie
(cieni akurat na żółte nie zmienię).

Wyglądało to, jakby sobie po łące hasał,
ale wpadł w żółte kwiatki do pasa.
Okaże się wnet,
dlaczego ma żółty grzbiet.

Zgniótł słoń sobą żółtych kwiatków cały hektar,
przyszły pszczoły, rzekły mu, że niszczy nektar
i że skoro już się musi tarzać,
to niech uważa.
A że były w złym humorze,
słoń powiedział, że pomoże.
Pszczoły ustawiły się w szereg,
wysypały na słonia pyłek z wiaderek.
Żółty pyłek już słonia otula
i zaniesie słoń pyłek do ula.
A kiedy już zaniesie i wróci na skwer,
to zje sobie żółty ser.


11.07.2020

Kiedy mrówki chodzą dość długo
jedna za drugą jedna za drugą jedna za drugą
na przykład po pokoju, od fotela do zasłon
to przekazują sobie hasło.
Kiedy pierwsza dogoni drugą i mówi coś do niej,
to udają, że są w głuchym telefonie.
I na tym cała zabawa polega,
żeby przekręcić to, co mówi kolega.
Codziennie robią sobie taką zabawę,
czasami trzy razy dziennie nawet.
I żadnej mrówki to nie złości,
bo kiedy mają sobie przekazać prawdziwe wiadomości,
to jedna staje na kamieniu (gdyby taki gdzieś był)
i wrzeszczy z całych sił,
tak, że wszyscy przypadkowi przechodnie by ze strachu zbledli,
a słyszą ją nawet słonie z najdalszych osiedli.
Raz usłyszałam ryk mrówki z daleka
i do tej pory uciekam


10.07.2020

Znam żabę,
którą interesuje alfabet
i to nie tylko litery R E C H i K U M,
ale pozostałych liter tłum.
Założyła sobie nawet zeszyt
i się cieszy,
że jak idzie przy stawie ktoś, kto się zna,
to rysuje jej w zeszycie A.
Żaba uczy się czytać, a potem
rysuje sobie więcej A błotem.
I patrzy, bo gdyby ktoś następny szedł,
to może narysuje jej Zet.
A wtedy żaba napisze tyle zet, ile się na stronie zmieści,
a później zacznie czytać powieści.
Tylko obserwuję z daleka,
kiedy żaba zacznie skakać po bibliotekach,
bo jestem ciekawa, czy da radę
czytać książki bez za-kłaaaa-kłaaaaa-kładek.
Ja znam tyle liter prawie,
co ta żaba w stawie,
ale przy niektórych nadal
żaba mi podpowiada.


9.07.2020

Żuk miał w domu spadzisty dach.
Taki spadzisty, że aż strach.
I co się wspinał, to nie przesada -
natychmiast spadał.

Za każdym razem, gdy się wspinał,
to spadał z dachu jak lawina.
Patrzyły żuki z dołu na jego łapki zadnie
i wołały: - On i tak spadnie!

Przyszedł do żuka pająk i mu mówi: - Brachu,
dlaczego ciągle spadasz z dachu?
Musisz tu jakieś schody mieć!

I utkał mu sieć.

Ale żuk odparł, że uważa,
że to zadanie kominiarza,
turlać się z dachu, kiedy wiadomo,
że jest naprawdę stromo.

I znowu się wspinać zaczyna.
Na dachu nie ma komina,
ale są za to korzyści.
Nie chodzi o to, żeby kominy czyścić,
nawet przez sekundy pół.
Tylko o to, żeby zamknąć oczy
i toczyć się
toczyć
i toczyć
i toczyć
i toczyć
w dół.


8.07.2020

Bawiły się krowy
w teatr lalkowy.
Nie wiedziały, jakie są wymogi,
lecz włożyły sobie pacynki na rogi,
wychodząc codziennie w pole,
nauczyły się bajki z podziałem na role,
z kawałków gazety
zrobiły bilety,
a żeby porozumieć się z widzami,
dzwoniły dzwonkami.
Był tylko problem jedyny,
że nie miały kurtyny,
ale że tak się zdarza,
chowały się za kocem gospodarza.
Nic tego nie zmienia:
robiły najlepsze przedstawienia.


7.07.2020

A po praniu tchórzofretki
segregują mi skarpetki.
Kiedy ściągną je ze sznurków,
rozkładają mi na biurku,
a następnie, czary-mary,
każda szuka dwóch do pary.
Ale częściej widzę, że
biorą byle jakie dwie:
taką w kwiatki z jedną białą,
bo tak im się spodobało.
żółtą w paski z tą z czymś szarym,
i mi robią takie pary.
Mam skarpetek całe setki:
muszę, bo przez tchórzofretki,
które pomagają stale,
ja nie umiem pary znaleźć.
Tu jest pierwsza, tam dwudziesta,
wciąż kupuję nowy zestaw,
a tu znowu tchórzofretki
segregują mi skarpetki.
Jedna składa, druga chowa
i zaczyna się od nowa.


6.07.2020

Ciekawe, co powiecie na to:
kret koloruje wentylator.
Raz kolorował go w południe,
raz rankiem, żeby było trudniej.
A kolorował flamastrami.
Czy trudne to, stwierdzicie sami,
bo przecież na wentylatorze,
aż język się zaplątać może.

Kret koloruje więc bezkarnie,
potem flamastry swoje zgarnie,
i w kopcu kreta zniknie wnet,
i nikt nie zgadnie, że to kret.
Bo nie wypowie i narrator:
"kret koloruje wentylator".
Choćby i ćwiczył cały ranek,
nie powie tak bez niespodzianek.
Jeśli zawiedzie go wymowa,
to kret ucieknie i się schowa
i tak się skończy z kretem wyścig,
że nic po sobie nie wyczyści.
Będziecie mieć przez całe lato
bardzo pstrokaty wentylator.


5.07.2020

Zagadka taka:
coś świeci w krzakach.
Dziś niektórzy ludzie pletli,
że to świeci zwykły świetlik.
Ale ja zgłosiłam sprzeciw:
Tu go nie ma, więc jak świeci?

Wiatr aż zrzuca mi berecik,
chcę zobaczyć, co tak świeci.

Biegnę, biegnę więc przez pola,
szukać w trawie żyrandola,
szukać w trawie reflektora,
lub gwiazd, kiedy będzie pora.

Teraz świeci na trawniku,
błysków różnych tu bez liku.
Czy zobaczę jakiś pysk,
który kłami błyska: błysk?

Bo - i to by było szokiem -
świetlik świeci, lecz - odwłokiem.
Mam nadzieję, że się mył,
zanim swój rozświetli tył.

O świeceniu daję wykład.
Patrzę - a to mrówka zwykła,
co latarką sobie błyska,
kiedy zmierza do mrowiska.


4.07.2020.

Pszczoły ostatnio w wakacje
prowadziły restaurację
znaną z tego powodu,
że robiły potrawy z miodu.

I dziwili się klienci niepszczeli,
że kelnerzy często bzyczeli,
że, roznosząc posiłki,
przy okazji rozrzucali pyłki
i że gości paru
spróbowało nektaru.

Pszczoły robią z miodu obiady,
z miodu placki, naleśniki, surówki i rolady,
i nawet, daję słowo,
miodową pomidorową.

Goście wychodzą stąd pękaci jak trzmiele,
bo zawsze jedzą zbyt wiele.


3.07.2020

Żółty żywy żółw (niewielki)
żabom powyżerał żelki.
Żuchwą żuł je, że aż miło,
w dżdżu - bo trochę wtedy mżyło.

Filiżankę żelków zeżarł,
żur ostrożnie wziął od jeża,
mówiąc w sposób tajemniczy,
że go tylko wypożyczy.

Zjadł żołędzie, ryż, żeberka,
a na żyto z żalem zerka,
i u żuka nawet żebrał,
aż mu żłób oddała zebra.

Zjadł żonkila, żółtko z jajek,
żądło (albo mi się zdaje).
Żona mówi, że nie może:
żółw zżarł zboże (krojąc nożem).

Wyżarł łyżką coś z kałuży,
miał żołądek bardzo duży.
Popił żarcie wodą z sokiem,
To nie żarty: żółw żarłokiem!


2.07.2020
Jedzie pociąg. Coraz dalej.
Siedzi sobie słoń w przedziale.

Do przedziału zajrzał jeden żuk
i powiedział, że przysiąść by się mógł,
ale właśnie wysiada, bo na peronie
czekają na niego żuki (w swoim gronie).

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzały dwie jaszczurki,
naostrzyły o fotele pazurki,
jedna zielona, a druga w kolorze cegły.
Powąchały słonia i wybiegły.

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzały trzy niedźwiedzie,
ale tylko jeden chciał posiedzieć,
wtedy byliby ze słoniem sami,
więc rozmyślił się i poszedł z kolegami.

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzały cztery ślimaki,
uznały, że skoro słoń jest ogromny taki,
to nie można z nim siedzieć, bo przecież
kogoś zgniecie.

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzało pięć łosi.
Jeden słonia o autograf poprosił,
skoro już go spotkał na wycieczce.
A autograf się nie zmieścił na karteczce.

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzało sześć mrówek,
by słoniowi uklepać zagłówek.
Wyszeptały jeszcze swoje nazwiska
i wróciły szybko do mrowiska.

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzało siedem owiec.
"Dokąd jedziesz, miły słoniu, powiedz?".
A słoń na to im rzekł z miną kocią:
"Tam, gdzie może mnie zawieźć ten pociąg".

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzało osiem krów
i te krowy zaczepiły słonia znów.
Powiedziały, że przyjęcie jest w oborze
i że słoń przyjść może.

Siedzi, siedzi słoń w przedziale,
pociąg sobie jedzie dalej.

Do przedziału zajrzało dziewięć słoni,
wtem się peron za oknem wyłonił
i słoń zabrał słonie i swą przytulankę-misia
i wysiadł.


1.07.2020

Kosz ktoś przyniósł dla smakosza.
Smakosz nie zna się na koszach,
lecz mu ktoś powiedział "proszę"
i kosz wręczył. Smakosz z koszem
stał, aż przeszedł przez szos sześć,
przyspieszając, kosz mógł nieść.
Brzegiem szedł, gdyż drogę skrócił,
przed przystankiem się przewrócił,
i poleciał już nasz smakosz
szybko nosem prosto na kosz.

Straszny jest smakosza los.
Zgniótł się kosz i zgniótł się nos.
Odtąd nikt nie wrzeszczy, że
smakosz ma kosz. Bo już nie.