niedziela, 18 stycznia 2015

Słoń w pomponie

Idzie drogą słoń w pomponie.
hop hop hop
Podskakuje, jak to słonie.
hop hop hop
Idzie, śmiejąc się do kaczek.
hop hop hop
A na słoniu pompon skacze.
hop hop hop

Mówi łąka i podwórko,
hop hop hop
że słoń lekki jest jak piórko.
hop hop hop
Słoń ma dietę z samych warzyw,
hop hop hop
tylko pompon dużo waży.
hop hop hop

Tu fikołek, tam fikołek.
hop hop hop
Nagle - łup! - słoń wleciał w dołek.
hop hop hop.
Wstał i idzie w swoją stronę.
hop hop hop
Guz mu rośnie pod pomponem.
hop hop hop

Gdy gdzieś słoń w pomponie hasa
hop hop hop
patrz pod nogi na tych trasach.
hop hop hop
Poobijasz się szkaradnie,
hop hop hop
kiedy w dół po słoniu wpadniesz.
hop hop hop

środa, 7 stycznia 2015

Mruczanka

Siedziało dwóch profesorów, czegoś się z książek ucząc.
I jeden drugiego spytał: - Kolego, czy mrówki mruczą?
Lecz pierwszy tego nie wiedział, ale nie stracił ducha
i powiedział radośnie: - Chodźmy, kolego, posłuchać.

Usiedli przy mrowisku i, tęskniąc do poduszek,
zaczęli kombinować, czy mrówkę drapać w brzuszek,
czy może dać jej przysmaki, czy mówić, że jest wspaniała -
co mają zrobić właściwie, by mrówka zamruczała.

A przy nich się zebrało mrówek dość spore grono.
I to grono wrzeszczało, że mrówki są pod ochroną,
że to mrowisko dla mrówek, że nie chcą tu profesorów,
żeby profesorowie mrówkom nie psuli humoru,
że jest przy mrowisku o dwóch profesorów za dużo
i że z nich straszne gapy, więc pewnie zaraz coś zburzą,
a mrówkom brakuje czasu na naprawianie szkód.

Wrzeszczały na profesorów, jedna im wlazła na but
i warczała okrutnie ze wzrokiem jak bazyliszek.

Wstał profesor, przyznając: - Ja nic, kolego, nie słyszę.

I poszli razem powoli do profesorów w gości.

A mrówki?
Mrówki w mrowisku mruczały sobie z radości.

sobota, 3 stycznia 2015

Obrazek

Mama czasami dziwne ma plany.
Chciałam obrazek przybić do ściany.
Pytam, czym przybić, gromkim okrzykiem,
mama zza ściany woła, że dzikiem.

Mam w ręce młotek, śrubokręt, kleszcze,
a dzika nie mam. Pytam raz jeszcze
i z takim samym dziwnym wynikiem,
bo mama woła: - Przybij go dzikiem!

A że zależy mi na obrazku,
biegiem po dzika lecę do lasku.
Patrzę - są dziki (sto) na polanie.
Więc mówię, że mam do nich pytanie.

Mówię do dzików (i do ich rodzin),
nie wiem, czy któryś pomóc się zgodzi.
Aż jeden z dzików, brudny jak sadza,
podchodzi, mówiąc, że on się zgadza.

Lecę do domu z dzikiem w objęciach,
jak nim coś przybić - nie mam pojęcia.
A mama woła (dzikim okrzykiem):
- Przecież mówiłam: przybij gwoździkiem!

Nie mam na żadnej ścianie obrazka,
lecz dzik po domu łazi. I mlaska.