Pewien kret myślał, że kredki to małe krety,
więc pognał z prędkością rakiety
do prezydenckiego gabinetu.
I wrzasnął: - Protestuję w imieniu wszystkich kretów!
I gryząc prezydenta w ramię,
zawołał, że kredki się łamie,
a ostatnio wyjaśnił mu wujek,
że te złamane kredki się temperuje,
że się nimi rysuje po papierze,
a przecież tego nie zniesie żadne zwierzę.
Łzy kretowi zaczęły lecieć z pyska,
wykrzyknął, że kredki się mocno przyciska,
a gorsze od wszystkiego do tej pory
jest to, że kredki mają - podobno - różne kolory.
Sekretarka akurat była zajęta,
więc prezydent poprosił wiceprezydenta,
żeby mu przyniósł kredki.
I ten przyniósł. Setki.
I wtedy kret tak szybko jak wszedł
wykopał przy prezydenckiej stopie
kopiec.
Zawołał: - To kredki to nie są małe krety?
O rety!
I uciekł, wystawiając pięty.
A prezydent odtąd jest bardzo zajęty.
A czym? Nie dowiecie się sami.
Kolorowankami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz