Wziął mamutek
osiem dłutek,
jeden bardzo wielki kamień
i powiedział swojej mamie:
- Jeszcze chwilka, dwie, minutka,
a wyrzeźbię ci mamutka!
Będzie śliczny jak ja!
Uroczy jak ja!
Szary jak ja!
Włochaty jak ja!
I duży też jak ja!
A mama powiedziała: - Ha, ha, ha,
to naprawdę wspaniale.
Tylko się dłutkiem nie skalecz.
Mamutek rzeźbił i śpiewał sobie do tego "tralala".
Mamutek rzeźbił.
I rzeźbił.
A kamień malał i malał!
I malał.
I dalej malał.
I jeszcze zmalał troszeczkę.
Aż było go nie na mamutka, a co najwyżej - myszeczkę.
Mamutek myślał i myślał, i robił zmartwione miny,
aż rzekł do mamy: - Mamutka ulepię ci z plasteliny!
I pewnie się domyślacie, jaki tego jest skutek:
nie ma w muzeum rzeźb żadnych, które wyrzeźbił mamutek.
Za to - sekret wam zdradzę na ucho, tak po cichutku:
mama ma pełną szufladę plastelinowych mamutków!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz